Według przepisów naukę religii organizuje się w szkole na życzenie rodziców, ale szkoła nie ma prawa zmuszać nikogo do ujawniania jego światopoglądu. Dlatego powinna czekać, aż sami rodzice złożą deklarację w tej sprawie. Dyrektorka, która postąpiła zgodnie z prawem, wpadła w kłopoty.
Katolickie wydawnictwo z Gliwic, powołując się na zgodę udzieloną przez Kuratorium Oświaty w Katowicach, wysłało do szkół broszury, w których piętnuje Harry'ego Pottera, wróżby andrzejkowe i świąteczną choinkę. Choć kuratorium odcięło się od jej treści, szkoły wzięły ją na poważnie.
W diecezji bielsko-żywieckiej większość przedszkolaków i uczniów bierze udział w lekcjach religii. To dane z ankiet przeprowadzonych w tutejszych parafiach.
Szkoła podstawowa w Wilkowicach wypytuje rodziców, którzy nie zapisali dzieci na zajęcia z religii, o powód takiej decyzji. - Takie pytanie jest niezgodne z prawem, nie będę się tłumaczyć - mówi jedna z mam.
Ukraińcy przeważnie nawet nie wiedzą, co to za przedmiot religia w szkole, ale szkoły podsuwają im do podpisania zgodę na udział ich dzieci w takich zajęciach. Monika Szydło, społeczniczka z Siemianowic Śląskich, przygotowała ulotki, w których wyjaśnia, o co chodzi.
W ciągu roku szkolnego Katowice wydały na lekcje religii ponad 9,9 mln zł, Sosnowiec 6,2 mln zł, a Rybnik 5,9 mln zł. - Za takie kwoty można by opłacić uczniom dodatkowy angielski, warsztaty pierwszej pomocy albo doposażyć szkoły - uważają rodzice, których dzieci nie korzystają z katechezy.
Katecheci na lekcjach religii mówią na przykład, że tampony noszą tylko zboczone dziewczyny, które nie potrafią wytrzymać bez niczego w pochwie.
Błędem jest domaganie się całkowitego usunięcia religii ze szkoły. Trzeba się raczej zastanowić, jak doprowadzić do sytuacji, by wilk był syty i owca cała.
Uczniowie liceum w Katowicach, których rodzice nie zapisali na religię, podczas "okienka" i tak musieli siedzieć w sali, w której odbywa się katecheza. Sprawą zajął się urząd miasta.
Copyright © Agora SA