To już 31. serwis lokalny Wyborcza.pl. Po nowych redakcjach w Wałbrzychu, Zakopanem i Koszalinie uruchamiamy kolejną - tym razem w Rybniku. To dla nas wielka radość, że będziemy mogli być bliżej Was i Waszych spraw.
Mała częstochowska manufaktura robi różańce z paracordu i stalowych kulek. Wojciech Cejrowski uważa, że w razie potrzeby masywnym różańcem "z żelastwa" można uderzać przeciwnika. - Ten pan nigdy nie był naszym klientem - mówi właściciel częstochowskiej firmy.
Epidemia koronawirusa sprawiła, że na skrzynkę listy@wyborcza.pl wysyłacie nam mnóstwo pytań z przeróżnych dziedzin. Szukamy ekspertów, by znaleźć dla was najlepsze odpowiedzi. Wiele z nich dotyczy opieki nad zwierzętami. Lekarz weterynarii i kierownik schroniska dla zwierząt rozwiewają wasze wątpliwości.
Kiedy w czwartek ogłosił zawieszenie strajku, wielu uznało go za zdrajcę. Ale Sławomir Broniarz zachowuje ducha walki, nadal chce dyktować warunki: - Panie premierze Morawiecki, dajemy panu czas do września - mówi.
- Dzięki świetnej polonistce dzioucha z familoka poznała poezję, zakochała się w teatrze i została aktorką - mówi Grażyna Bułka, aktorka Teatru Śląskiego w Katowicach.
Teraz, gdy trwa strajk, ludzie mówią nauczycielom: "Jak wam się nie podoba w szkole, idźcie na kasę w markecie, poznacie, co to ciężka praca". A ja to doskonale wiem, bo po zajęciach dorabiam w Auchan - mówi Magdalena Krawczyk, nauczycielka w zespole szkolno-przedszkolnym w Dąbrowie Górniczej.
Gdy zdecydowałam się zostać nauczycielką, poddałam się usunięciu migdałków, bo po jednej godzinie lekcji na praktykach bolało mnie gardło i okazało się, że mam przewlekłe zapalenie. Nie dałabym rady pracować w szkole. Później, gdy pojawiły się pierwsze wypłaty, poszłam na psychoterapię.
21 marca, tradycyjny "Dzień wagarowicza". Pobudka już przed godz. 7. Szybkie sprawdzenie, czy wszystko zabrane. Śniadanie musi być większe, bo przede mną dzień długi. Na całe szczęście zjem obiad w stołówce. Krótka podróż autem, nie było korka i już siedzę w pokoju nauczycielskim. Chwila dla siebie. Jakieś trzy minuty.
Pobudka o piątej. W ciągu dnia trzy razy zmieniam szkołę. Mam 5 minut na teleportację. Przerwy? Nie istnieją. Po pracy korepetycje. Potem telefony od rodziców, a na kolację garść sprawdzianów. W tle dziecko. Mówi: "mamo, opowiem Ci bajkę o rodzinie".
Myśląc o strajku nauczycieli, nieustannie zastanawiam się nad jego źródłami. Twierdzenie, że nauczyciele walczą o tysiąc złotych podwyżki, strasznie banalizuje obecną sytuację. Taka konstatacja jest krzywdząca. Nawet jeśli do postulatów o podwyżki dodamy słynny slogan, "Walczymy o dobro Waszych dzieci", nie trafimy w sedno.
Będę pisał z własnej perspektywy, bo tak będzie najuczciwiej. Jestem nauczycielem wychowania fizycznego i wychowawcą świetlicy. Po szkole pracuję w klubie piłkarskim. Zwykle mój dzień wygląda tak, że wychodzę z domu o 8-9 i wracam do domu o 20. Pociągnę tak jeszcze maksymalnie trzy-pięć lat.
Piątek, 7.20. Wsiadam na rower i ruszam do pracy. Dojazd zajmie mi kilka minut, więc ze spokojem zacznę swój szkolny dzień dyżurem (7.45-8). Jestem nauczycielem informatyki, a charytatywnie - administruję dziennikiem lekcyjnym, siecią i sprzętem szkolnym (kilkadziesiąt pecetów, tablety, roboty, itd.). Prowadzę też stronę internetową szkoły.
O dziewiętnastej zaczyna się moja druga zmiana, przygotowuję sprawdzian dla dwóch klas, poprawiam inny sprawdzian z zeszłego tygodnia, przygotowuję kartę pracy na jutrzejszą lekcję. Hurra! Dzisiaj pójdę spać przed pierwszą - nauczycielka opisuje swój dzień pracy.
Całkiem możliwe, że gdyby nauczyciel przeprosił, a miasto nie robiło z winnego ofiary, sprawy by nie było. Ojciec wysłał pozew ostatniego dnia przed terminem przedawnienia z poczty całodobowej w Krakowie namówiony przez przyjaciela, aby sprawy nie zostawiać - pisze w liście otwartym Jacek Matyśkiewicz , brat dwóch licealistów z Tychów, którzy 28 stycznia 2003 roku zginęli w lawinie pod Rysami podczas szkolnej wycieczki.
Jeśli pojedzie się zimą na narty do Austrii czy Niemiec, powietrze jest tak czyste, że widać zabudowania aż po horyzont. Tam wszyscy ogrzewają domy gazem albo używają pieców na prąd. My nie potrafimy sobie poradzić ze smogiem nawet w górskich miejscowościach - pisze dr Bartosz Skwarna, kardiolog.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.