Downi "dlo przigody" (na wszelki wypadek) nojlepi było mieć skukane złocioki abo czimać piniondze w "szporkasie" (skarbonce). Była niom "krałza" (słoik) zakopano pod "stromym" (drzewem) w zegrodce.
Ślonsko psycholożka opowiada o zawiłościach ludzkiej psychiki w jynzyku ślonskym, ubrana w ślonski strój, na tle ślonskego byfyja. Takiego kanału na YouTubie jeszcze nie było.
- Nie bardzo wierzę w porozumienie śląskich organizacji. Być może nadzieją jest Łukasz Kohut, który stara się pracować ponad podziałami. Odniesie sukces, jeśli pociągnie za sobą młodych. Sporo ich już wie, że śląskość jest atrakcyjna - mówi prof. Małgorzata Myśliwiec, politolożka z Uniwersytetu Śląskiego.
Szczepan Twardoch w czwartek (20 stycznia) w Parlamencie Europejskim domagał się uznania godki za język. - Opór państwa wobec takich postulatów jest objawem jego słabości - przestrzegł pisarz.
Ponoć piyńć miljonow Polokow niy mo w chałpie żodny ksionszki. Toż nawet niy majom "boroki" (biedacy) co wrazić pod "almaryjo" (szafę), kej sie "kolybie" (kołysze)
Padajom, że jak ftoś mo pecha, to nawet w drzewnianym kościele dostanie cegłowkom w łeb. Pech doś dugo mie łomijoł, ale niydowno poszoł na całego. Noprzod dopod moje "bryle" (okulary), potym "rozlajerowoł" (rozregulował) mi komputer "na amyn" (całkowicie), a zaniydugo zasadziył sie na moj łeb.
Tak se myśla, że Ponboczek kozoł Ewie i Adamowi, coby zaludniali ziymia niy po to, żeby sie potym ludzie "prali" (bili), ale pomogali jedyn drugymu. Ino my sie w tym "blank" (całkiem) "potraciyli" (pogubili) i jak jes, kożdy widzi.
Trzeba być naiwnym, by słowa Donalda Tuska o uznaniu języka śląskiego brać za zapowiedź uchwalenia przepisów w tej sprawie. Lider PO powiedział jednak coś bardzo ważnego. W kilku zdaniach udowodnił tezę Kazimierza Kutza o dupowatości Ślązaków.
Nie ma sensu tracić czasu na walkę o uznanie ślonskiej godki za język regionalny. Ani obecna, ani żadna inna władza w Polsce na to się nie zgodzi. Ale nie jest w stanie zakazać Ślązakom godać. Chodzi tylko o to, by godać ciekawie i mądrze.
Łukasz Kohut, poseł do Parlamentu Europejskiego z województwa śląskiego, wygłosił przemówienie w godce. Tłumacze z polskiego nie dali rady.
Historia walki Ślązaków o uznanie ich mowy za język regionalny to nie tylko pokaz siły coraz bardziej scentralizowanego państwa. To także prezentacja obłudy polityków od lewa do prawa.
Policja nie będzie ścigać internautów, którzy obrażali Ślązaków. - Zaskarżymy decyzję o odmowie śledztwa - zapowiada Ślązak, który poczuł się poszkodowany.
W trwającym spisie powszechnym nie została wyszczególniona narodowość śląska. Regionaliści i politycy wyjaśniają w internecie, jak jednak można ją deklarować.
Kożdy chciołby we świynta se dychnońć i zaznać trocha spokoju. Ale nic z tego, bo "reskiyrujoncy" (rządzący) podciepli nom purtko (tyż zapartek i zbuk - zgniłe jajko) miyndzy "kroszonki" (pisanki).
To już koniec betlyjkow, "gojikow", "kristbaumow" (choinek) i inkszych "ćiaćkow" (ozdób). Koniec "naszowania" (podjadania), śpiywanio kolyndow i pastuszkowego tyjatru. Trza wszysko poschraniać, powyciepować i poleku robić "plac" (miejsce) "hazokowi" (zajączkowi) i "agnuskowi" (barankowi).
Tylko dwóch europosłów z województwa śląskiego zagłosowało w grudniu za przyjęciem rezolucji Parlamentu Europejskiego, która ma znacznie ułatwić ochronę praw mniejszości etnicznych i językowych. Przeciw temu rozwiązaniu opowiedzieli się m.in. Jerzy Buzek i Jan Olbrycht, ale po krytycznych głosach środowisk regionalnych zmienili zdanie.
Łukasz Kohut, poseł Parlamentu Europejskiego z województwa śląskiego wygłosił przemówienie w godce. Tłumacze pogubili się.
Czy język śląski umrze? Oby nie! W słowach "oby nie" zawiera się marzenie o tym, by fenomen kulturowy i językowy Górnego Śląska przetrwał. Mimo procesów unifikacyjnych zachodzących na świecie i w Polsce. Mimo czasów, które nie sprzyjają zachowaniu "rzeczy mniejszych", a do takich zalicza się język śląski, choć dla wielu jest przecież sprawą wielką, jeśli nie największą.
Kilka spraw należy postawić jasno: Ślązacy są Polakami. Bo jak inaczej? Czy język, którym mówicie to śląski? Pokażcie mi człowieka, który mówi tym językiem. Pewnie siedzi gdzieś pod ziemią, głęboko ukryty przed prześladowcami.
Kaj te casy, jak cowiek był mody i cekoł, coby w Boże Ciało "gichało" (lał deszcz), bo wtynczos niy było procesje i szło zdonżyć na "Bonanza" abo "Zorro" w telewizorze. Te gizdy komunisty chciały, żeby w kościele i na procesji było mało ludzi, toż probowali abo jich "zbamońcić" (ogłupić), abo straszyć, że stracom "sztela" (stanowisko).
Głosami PiS i Kuzki'15 Sejm nie zgodził się na wprowadzenie do porządku obrad ustawy, która dałaby mowie śląskiej status języka regionalnego.
Na sama Barborka śjechały do Katowicow "auslyndry" (obcokrajowcy) na "byzuch" (z wizytą), coby nom wongel wybić z gowy. Wszysko "beztoż" (dlatego), żeby "luft" (powietrze) niy był smrodlawy, bo ani ludzie, ani "stromy" (drzewa) tego niy szczimiom. "Styknie" (wystarczy) "wejrzeć" (spojrzeć) bez łokno, coby nic niy widzieć, abo "pora" (kilka) razy se dychnońć, coby "kucać" (kaszleć) cołki dziyń.
We Wilijo niy może być żodny ciynszki roboty i "idzie" (można) spać "wiela" (ile) sie chce, bo niy godzi sie drugego budzić. Kożdy musi "łodecnońć" (obudzić się) som. Może "beztoż" (dlatego) Wilijo to "wiecerza" (kolacja), a niy "frisztik" (śniadanie). A bajtle muszom dostać "suche ryby", kere z braćikym pamiyntomy do teroz.
Pogoda momy łostomajto i pewnikym chyci nos jakoś "niymoc" (choroba). Zacnie sie łod "rymy" (kataru), potym przidzie "kucanie" (kaszel), a ś niym "fiber" (gorączka). Ale wtynczos styknie kupa "taszyntuchow" (chusteczek), gorki "tyj" (herbata) z cytronom, "pora" (kilka) "pilow" (tabletek) i rubo pierzina. No i jakoś ksionszka abo "cajtong" (gazeta), coby sie nom niy "cło" (nudziło).
Knola to taki "srogi" (duży), niywydarzony wynzeł, na kery godało sie tyż "knołtel". Jak se chop zawionzoł krziwo "szlips" abo "binder" (krawat), to zaroz go jego ślubno sprzezywała, że mo knołtel na "karku" (szyi). Szło se tyż taki zrobić w "szczewiku" (bucie) na "szplatce" (sznurowadle) abo na "pakecie" (paczce). Ale knola mo tyż "oberiba" ("ołberiba", "łoberiba", "kuloryba" - kalarepa).
Downi to my sie "radowali" (cieszyli) noprzod na "feryje" (wakacje), a potym, jak był cas iś do "szule" (szkoły). Bo w doma to sie "cło" (nudziło), a tam "kamratow" (kolegów) wiyncy i zawdy ftoś cosik "nazgobiył" (spsocił). No i w chałpie niy trza było pomogać, bo przeca "szkolorz" (uczeń) musioł łodrobiać zadanie.
Bardzo sie "raduja" (cieszę), kej posłysza cośik starego, a dlo mie nowego z naszy godki. Niydowno "kamratka" (koleżanka, przyjaciółka) chciała mie ugościć i zaprosiyła na "bonkawa" (prawdziwa kawa) i armeritry. No i "gańba" (wstyd), boch niy "spokopiyła" (zrozumiała), co mie ceko "skuli" (z powodu) tego, że u nos w doma tego sie niy jodało.
Downi ludzie ?byli radzi? (cieszyli się), kej mogli se ?dychnońć? (odpocząć) przi lekszy robocie, toż chyntnie kopali w łogrodku. Wszyscy cekali jak na łonce pokożom sie żołte ?mlyce? (mniszek lekarski). Ci, kerzi chowali ?krole? (też ?kanikle? ? króliki), musieli natargać kożdy dziyń ?srogi? (duży) ?miech? (worek) tego zielska. Ale niy pomylcie mlycow z ?mlycokym?, bo tak sie godało na smarkoca, ale też na mlycny zomb.
Posłowie Nowoczesnej chcą, by Sejm ponownie zajął się sprawą mowy śląskiej. A w Katowicach partia chce zaistnieć dzięki uchwale w sprawie finansowania in vitro.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.