Na początku z entuzjazmem zacząłem się odchudzać, a później - plasterek po plasterku - rezygnowałem z kolejnych postanowień. Przestałem pilnować, by jeść pięć posiłków dziennie. Na spotkaniach z przyjaciółmi nie odmawiałem sobie łyka alkoholu i tak po kolei odkrywałem, jak bardzo świat nie sprzyja odchudzaniu. Ale nie poddaję się i zaczynam jeszcze raz - mówił wicemarszałek Michał Gramatyka, otwierając debatę podsumowującą akcję "OdWAŻ się!"

Akcja „OdWaż się” to wspólna inicjatywa Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego i „Gazety Wyborczej”. Jej celem było propagowanie wiedzy na temat zagrożenia dla zdrowia, jakim są nadwaga i otyłość, ale także zachęcenie do zmiany nawyków żywieniowych i większej aktywności fizycznej.

Debata w Bibliotece Śląskiej na podsumowanie

W podsumowującej akcję debacie w Bibliotece Śląskiej, którą w środę poprowadzili dziennikarze „Wyborczej” Judyta Watoła i Dariusz Kortko, wzięli udział eksperci i uczniowie, a także pracownicy szkół. Najwięcej uwagi poświęcono otyłości. To choroba, na którą choruje już co czwarty Polak. Z najnowszego Światowego Indeksu Bezpieczeństwa Żywnościowego wynika, że Polska jest już w pierwszej piątce najbardziej otyłych narodów Europy (po Irlandczykach, Brytyjczykach, Słowakach i Czechach).

Początkiem otyłości bywa nadwaga. Tymczasem odsetek mężczyzn z nadwagą sięga już 60 proc. Dotyka też połowę kobiet. Nadwagę ma co trzeci chłopiec i co piąta dziewczynka w wieku szkolnym.

W podsumowującej akcję 'OdWAŻ się' debacie w Bibliotece Śląskiej, wzięli udział eksperci i uczniowie, a także pracownicy szkół
W podsumowującej akcję 'OdWAŻ się' debacie w Bibliotece Śląskiej, wzięli udział eksperci i uczniowie, a także pracownicy szkół GRZEGORZ CELEJEWSKI

– Zebraliśmy się tutaj, bo mamy do czynienia z realnym wyzwaniem. Na sali nie widać dziś osób otyłych. Ale codziennie na ulicach mijamy ich dziesiątki – witał gości debaty Dariusz Kortko.

– To już epidemia. Zdarzają się dwuletnie dzieci, które ważą nawet 18 kg. Dziadkowie nie mają sił nosić ich na rękach. Akcją „OdWaż się” chcieliśmy uświadomić, jak wielki to problem. Tu nie chodzi o to, że będziemy musieli kupić większe ubranie. Chodzi o nasze zdrowie i o to, jak długo chcemy żyć, bo otyłość skraca życie – mówiła Judyta Watoła.

Własną karetką do szpitala

Pierwszy głos zabrał wicemarszałek Michał Gramatyka. Mówił o swoich próbach odchudzania.

– Spojrzy człowiek na gościa o moich gabarytach i pomyśli: „Co on może wiedzieć o walce z otyłością?” Otóż wiem, bo wiele razy już ją podejmowałem. Kilka miesięcy temu – po wywiadzie, jakiego udzieliłem „Wyborczej” – znów podjąłem wyzwanie. Z jakim skutkiem? Widać to dziś doskonale – mówił wicemarszałek.

– Na początku był entuzjazm. Stosowałem wszystkie zalecenia, jakie wiele już razy słyszałem od dietetyków. Pięć posiłków dziennie bez podjadania między nimi, ostatni najpóźniej o 18, zero alkoholu, bo ma puste kalorie, a na dodatek sprawia, że traci się kontrolę nad tym, ile się je, wreszcie dużo ruchu. Szło świetnie i to mnie uśpiło. Zacząłem tak plasterek po plasterku odchodzić od zasad. Człowiek jest zajęty, więc zamiast pięciu posiłków zrobiły się dwa albo najlepiej jeden, za to obfity i to wieczorem. Na spotkaniach z przyjaciółmi nie odmawiałem sobie łyka alkoholu i tak po kolei odkrywałem, jak bardzo świat nie sprzyja odchudzaniu.

– Jedna rzecz została: częste spacery z kijkami i jazda na rowerze – przyznał Michał Gramatyka.

O swoim odchudzaniu opowiedział też Artur Borowicz, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego. Ważył 140 kg i nie mógł zawiązać butów, bo przeszkadzał mu brzuch. Kupił buty na rzepy i dalej wcinał: majonez i pasztety – to lubił najbardziej. Aż któregoś dnia „własną” karetką zawieziono go do szpitala. Diagnoza: cukrzyca, dna, chory pęcherzyk. Wtedy wziął się w garść.

Otyłość to nie problem, lecz choroba

Psycholog kliniczny dr hab. Monika Bąk-Sosnowska z Zakładu Psychologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, która pracuje z osobami otyłymi, zwróciła uwagę, by nie mówić o otyłości jako o problemie, ale przede wszystkim jako o chorobie. – I nie mówić, że trzeba z otyłością walczyć, ale trzeba ją leczyć – podkreśliła.

A dlaczego podjadamy? – Problem tkwi w naszej głowie, w naszych emocjach. Często nie podjadamy dla zaspokojenia głodu, ale dlatego, że jesteśmy zdenerwowani. Jest w nas wiele napięć i lęków, często zupełnie nieuświadomionych, które domagają się rozładowania. Dlatego też powinniśmy badać nie tylko to, co dzieje się z naszym ciałem, ale i emocjami. Psychoterapia może bardzo pomóc w leczeniu otyłości – dodała dr Monika Bąk Sosnowska..

Prof. Michał Holecki, internista i diabetolog z Kliniki Chorób Wewnętrznych i Metabolicznych w Górnośląskim Centrum Medycznym, a także członek Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością, mówił, że osoby otyłe często nie mają świadomości, jak wiele jedzą. Mówią, że nic, ale kiedy dostają polecenie, by to „nic” zapisywać, okazuje się, że spożywają kilka tysięcy kalorii dziennie. – Człowiek mówi: „W zasadzie nic dziś nie jadłem”. A potem okazuje się, że był czekoladowy batonik, trzy kawałki pizzy po 700 kalorii każdy i jeszcze garść orzechów, 600 kalorii jak nic. A wszystko na dodatek popijane colą. Organizm nie nadąża, by to wszystko spalić.

Inny problem polega na tym, że im jesteśmy starsi, tym gorszą mamy przemianę materii. – Podam przykład. 75-letnia babcia i jej 25-letnia wnuczka. Babcia mówi „jem tyle samo co ona” i dziwi się swojej nadwadze. Ale babcia ma już inny metabolizm. Poza tym wnuczka chodzi do pracy, rusza się, jest aktywna. Babcia na emeryturze siedzi raczej w domu. Dodatkowe kilogramy nie sprzyjają ruchowi, bo zniekształca się kręgosłup, zmienia się środek ciężkości, stawy bolą z obciążenia. Dlatego nie wystarczy otyłemu powiedzieć „rusz się”, trzeba mu pokazać, jaki ruch jest dla niego wskazany. To na przykład pływanie i jazda rowerze. Stawy nie są wtedy nadmiernie obciążone – mówił prof. Holecki.

Zrób trzy gryzy, spróbuj

A co zrobić, by nie przytyć? Zdrowo się odżywiać. Eksperci byli zgodni, że nawyki żywieniowe trzeba kształtować już od najmłodszych lat życia.

Marta Cieślak, przedszkolanka z Tychów, wraz z nauczycielkami kilka lat temu wzięła udział w miejskim projekcie "Małe ogródki", a potem stworzyła projekt „Zdrowe żywienie w przedszkolu i w domu”. Dzieci uczą się zdrowego jedzenia od zera, czyli od sadzenia w przedszkolnym ogródku marchewki, rzodkiewki czy pomidorów. Kiedy wyrosną, przyrządzają z nich w kuchni posiłki. Uczą się, jak smakuje koktajl ze szpinaku (z jabłkiem i bananem, wcale nie jak szpinak) albo zupa doprawiona ziołami zamiast kostką bulionową.

– Dzieci, które przychodzą do przedszkola, to 3-latki, ale już wtedy mają ukształtowany gust smakowy i wachlarz rzeczy, które lubią jeść. Najmłodsi jedzą oczami, najczęściej sięgają więc po kolorowe i efektowne słodycze. Proponowane przez nas koktajle czy babeczki z marchewki nie wyglądają przy tym zbyt ciekawie. Gdy jednak przygotowujemy te dania razem z nimi, wzbudzamy u nich ciekawość. Później przekonujemy: „Zrób trzy gryzy, spróbuj”. Z czasem przekonują się do nowych smaków. A kiedy mogą zjeść marchewkę, którą same wyhodowały, mają wielką frajdę. To w nich zostanie – powiedziała Marta Cieślak.

Dzieci w przedszkolu otyłe raczej nie są, co najwyżej mają nadwagę, bo w tym wieku bardzo lubią ruch i nie bawią się komputerami. Problem zaczyna się w szkole. W wielu placówkach w początkowych klasach lekcji wychowania fizycznego wcale nie prowadzą wuefiści. Dzieci nie ćwiczą tak, jak należy. W późniejszych klasach zaczyna się zwalnianie z zajęć WF.

Lekcje WF nie powinny wykluczać tylko integrować

– Pracowałem jako nauczyciel WF w podstawówce, gimnazjum i szkole średniej przez dobrych kilkanaście lat. Najważniejsze było dla mnie, by zajęcia były atrakcyjne i urozmaicone, ale dziś różnie z tym bywa. Szkolne Kluby Sportowe już prawie nie działają. Nie ma gdzie zaszczepić najmłodszym upodobania do sportu, a przecież trening na kilka godzin dziennie mógłby ich odciągnąć od komputerów – mówił Jacek Markowski, prezes Śląskiego Związku Lekkoatletyki.

W podsumowującej akcję 'OdWAŻ się' debacie w Bibliotece Śląskiej, wzięli udział eksperci i uczniowie, a także pracownicy szkół
W podsumowującej akcję 'OdWAŻ się' debacie w Bibliotece Śląskiej, wzięli udział eksperci i uczniowie, a także pracownicy szkół GRZEGORZ CELEJEWSKI

Na temat swoje mieli do powiedzenia uczniowie III LO im. Adama Mickiewicza w Katowicach. – Dlaczego nie chcemy chodzić na WF? Zasady bywają tam okrutne. Są gry zespołowe, ale komu nie idzie, ten wybierany jest do gry na samym końcu albo wcale. To dlatego młodzi unikają sportu jak ognia – mówiła jedna z uczennic.

– To właśnie ja byłem takim gościem, którego nikt nie chciał wybrać do swojej drużyny. Ważyłem najwięcej, ale między liceum a studiami zacząłem grać w kosza. Okazało się, że jestem niezły w formacji obronnej. Ze względu na wzrost i wagę trudno było mnie przejść. Słabość może się okazać atutem – dodał Michał Gramatyka.

To odpowiedź. Lekcje WF w szkole nie powinny wykluczać tylko integrować. – Grę, niezależnie od dyscypliny, zawsze można zorganizować tak, żeby wzięli w niej udział wszyscy. A wyniki należy oceniać indywidualnie. Skakałeś 3 metry, a teraz skaczesz 3,5 metra. Zrobiłeś postęp. To się liczy, a nie to, jak daleko skaczą inni – mówił Markowski.

Obecna na konferencji Krystyna Szumilas, była minister edukacji, przyznała, że kilka lat temu próbowała zreformować i zmienić system funkcjonowania lekcji wychowania fizycznego. Już nie tylko sala gimnastyczna, ale wyprawa gdzieś dalej, ruch na świeżym powietrzu. Projekt upadł w zderzeniu z rzeczywistością. Nie wszystkie szkoły miały takie możliwości. Nie wszystkim nauczycielom mieściło się w głowie, że lekcja WF może wyglądać inaczej. Normy dla szkolnych sklepików też upadły po tym, jak zbuntowali się rodzice.

Zdaniem Szumilas na lekcjach WF można by też uczyć rozmawiać na temat zdrowego odżywiania. Ile teraz jest takich lekcji? – Można je policzyć na palcach jednej ręki – odpowiedział jeden z uczniów.

– Pamiętajmy, że nigdy nie będzie cudownego środka leczącego z otyłości. Nie będzie tabletek na wysportowaną sylwetkę. Jeśli nie chcemy tyć, musimy pracować nad sobą przez całe życie – powiedział na zakończenie prof. Michał Holecki.

Bartosz T. Wieliński poleca
Czytaj teraz
Więcej
    Komentarze