Był wtorek, 21 kwietnia 1936 r. Prasa donosiła o wielkiej paradzie wojskowej z okazji 47. urodzin Hitlera, o obradach Ligi Narodów nad szkodliwym wpływem kina na młodzież, o bombardowaniu Abisynii przez wojska Mussoliniego, o przygotowaniach do paryskiej premiery „Harnasiów” Karola Szymanowskiego, o krwawych ofiarach robotniczych demonstracji we Lwowie i najnowszym filmie Ginger Rogers i Freda Astaire’a.
Tatry i Zakopane zasypane były świeżym śniegiem, a wieczorem eleganckie grono stałych i chwilowych zakopiańczyków spotkało się na prywatnym przyjęciu. Załóżmy, że okazją były czyjeś imieniny. Stosowne przekąski i napitki przygotowane przez gospodarzy służyły rozluźnieniu atmosfery i dobremu samopoczuciu licznych gości. Jedni rozmawiali o bieżących wydarzeniach, inni tańczyli przy dźwiękach gramofonu, kolejni grali w brydża lub bezika. Zabawa rozwijała się przednio, mimo że jeden z biesiadników, znany malarz i literat Stanisław Ignacy Witkiewicz, często grający pierwsze skrzypce w towarzystwie, gdzieś zniknął. To dzięki niemu obecna tamże Eugenia Wyszomirska, rodowita częstochowianka, przeprowadziła się do Zakopanego, wpadając w sam środek elitarnego środowiska.
Niecałe trzy lata wcześniej, zgnębiona kryzysem małżeństwa z częstochowskim jubilerem, spacerowała po Nowym Świecie w Warszawie. Witkacy zaczepił ją, prosząc o możliwość portretowania. Zauroczyły go nieregularne rysy twarzy Eugenii, podobne do rysów zmarłej tragicznie w 1914 r. narzeczonej, której pamięć nie dawała mu spokoju.
Początkowo Wyszomirskiej trudno było odnaleźć się w roli muzy ekscentrycznego, starszego o osiemnaście lat artysty. Rodzinie powiedziała, że jedzie do uzdrowiska dla podratowania skołatanych nerwów.
Słynna „zakopianina” – mieszanka krystalicznego powietrza, górskich przestrzeni i towarzyskiej śmietanki – podziałała znakomicie. Eugenia ponownie uwierzyła w siebie, zakończyła nieudane małżeństwo, zostawiając jedynego syna, zakochała się i wyszła za mąż za Józefa Stopkę, przystojnego przewodnika i ratownika górskiego.
Piękniała z portretu na portret, a Witkacy malował ją wielokrotnie, nazywając „Asymetryczną Damą”. Stała się – jak mówił – jego naturalnym narkotykiem, istniała w jego życiu poza jego wolą i jako część jego osobowości.
Fascynował ją, jednak pochodzili z dwóch zupełnie różnych światów i nie rozumiała go. Kiedyś mu nawet powiedziała, że nie lubi jego sztuk. Był oburzony, jakiś czas się do niej nie odzywał, później zapytał, co ma zatem zrobić, a ona skwitowała: „Nic, ale niech mnie pan więcej nie zaprasza”. Nie była to odosobniona – wtedy i dziś – reakcja. Stanisław Ignacy Witkiewicz, autor kilkudziesięciu nowatorskich dramatów, czterech powieści, wielu studiów teoretycznych o sztuce, tekstów publicystycznych, rozpraw filozoficznych oraz teorii ontologicznej, wciąż zmagał się z niezrozumieniem i wynikającym zeń lekceważeniem.
Nagrodzony w 1935 roku Złotym Wawrzynem Akademickim Polskiej Akademii Literatury, zwanym przezeń kpiarsko „bobkiem”, dopiero w XXI w. doczekał się wydania „Dzieł zebranych”, liczących wraz z jego ekscytującą epistolografią, kroniką życia i twórczości oraz bibliografią aż dwadzieścia pięć okazałych tomów. Wciąż odkrywamy kolejne z tysięcy jego kompozycji: portrety, fotografie, rysunki coraz częściej zauważając, jak konsekwentnym i odkrywczym był twórcą, jak wszystkie dziedziny jego kreacji uzupełniały się i przenikały.
W kwietniu 1936 roku nie malował zbyt wiele, raczej dużo czytał i pisał. Otrzymał trzymiesięczne stypendium Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, więc wyjątkowo nie musiał martwić się o utrzymanie. Filozofia stała się jego główną pasją i według jego listownych relacji czytał wtedy – oczywiście w oryginałach –„Philosophy and Logical Syntax” Rudolfa Carnapa, „Philosophie und Erkenntnistheorie” Ludwiga Bussego i jakąś polską, „interesującą fizjologię utrzymaną w metafizycznym tonie”.
Pisał: odpowiedź na recenzję Tadeusza Kotarbińskiego z jego teorii, referat na II Kongres Filozoficzny w Polsce oraz rozbudowaną krytykę poglądów Ludwiga Wittgensteina zawartych w „Tractatus logico-philosophicus”. Wypełniając zaś własny postulat z polemiki z Leonem Chwistkiem: „Nic nie może nas uwolnić od obowiązku maksymalnego dbania o nasz własny mózg i mózgi ludzi, z którymi żyjemy!” – rozpoczął pracę nad, przewidzianą jako popularna, książką pt. „Niemyte dusze”.
Próbował tam, ku społecznemu pożytkowi, namówić Polaków do rzetelnego mycia własnych ciał, a szczególnie dusz za pomocą wywodzącej się od Freuda psychoanalizy. Marzył, że „każdy jej uczciwy (a jak mało naprawdę intelektualnie uczciwych ludzi jest u nas!) czytelnik zrobi sobie mały rachunek sumienia i zastanowi się na chwilę, w wolnej właśnie od kart, radia, dancingu i kina (no i pracy zawodowej oczywiście) – kim jest, czym jest jego otoczenie, w jakich czasach żyje i co on ma właśnie przed sobą do zrobienia. To już będzie wiele”. Czy jego marzenie się spełniło, niech sami państwo ocenią, a najlepiej po prostu przeczytają tę pozycję.
Tamtego kwietniowego wieczora w Zakopanem rozbawione towarzystwo nie przypadło Witkacemu do gustu. „Nie ma na świecie istoty bardziej zakłamanej na temat swego stanowiska i znaczenia w czasoprzestrzennym kontinuum świata jak przeciętny Polak” – pisał dopiero co w „Niemytych duszach”. Zapewne znalazłszy w osobnym pokoju przygotowany specjalnie dla niego zestaw do rysowania pastelami, zapragnął przyjrzeć się wnikliwie wybranym osobom.
Jeszcze przed północą namalował precyzyjny portret Eugenii. Spośród wymienionych w „Regulaminie Firmy Portretowej S.I. Witkiewicz” pięciu typów podobizn, od A do E, artysta wybrał ostatni, tzw. intuicyjny. Często go stosował wobec kobiet, które mu się wyjątkowo podobały i poruszały weń czułe struny. Istotnie, na tej kompozycji modelka wygląda prześlicznie, a uroku całości dodają migotliwe, ukośne smużki wprowadzające nierealną atmosferę.
Zapewne wprawiło ją w dobry nastrój to afirmujące spojrzenie nieprzeciętnego mężczyzny. Całą noc bawiła się świetnie, a kiedy nad ranem, zmordowana, chciała wymknąć się do domu, znajoma namówiła ją na pożegnalne pogaduszki. Usiadły w pustym, ciemnawym pokoiku na kanapie.
Eugenia zdjęła buty ze zmęczonych nóg, bezpretensjonalnie podciągając kolana pod brodę. Światło małej lampki wyostrzyło jej rysy, nadało włosom czerwonawy odcień i podkreśliło zieleń oczu. I wtedy usłyszała dolatujący z sąsiedniego pokoju nie znoszący sprzeciwu głos Witkiewicza: „ Proszę się nie ruszać, proszę zostawić to kolano pod brodą!”.
Wiedziała, że jeśli nie chce się narazić na nieprzyjemności, musi spełnić jego życzenie i ani drgnąć – z ploteczek nici. Kątem oka dostrzegała jego szybkie, zamaszyste ruchy. Zda się drapieżnik dopadł ofiarę. Tym razem żadnego cyzelowania, żadnych czułości, zero ozdóbek.
Kiedy po chwili wręczał jej drugi już tej nocy rysunek, zdziwiła się zapewne, jak różni się od pierwszego. Widać wprawdzie, że była już wyczerpana, ale ekspresyjny sposób wykonania sprawił, iż ujawniła się w niej niezwykła moc. Opadły wszystkie konwencjonalne maski i wreszcie pojawiła się pewna swej siły, prawdziwa kobieta. No i sygnatury. Tak jak na poprzednim obrazie zaznaczył: NP i Nπ (pi) – zatem, gdy oni balowali, on cały czas pracował, nawet nie zapalił papierosa ani nie pił alkoholu. Typ portretu określił jako TC – najbliższy Czystej Formie, czyli formie doskonałej, która samą swą harmonią pobudza w widzu odczucie Tajemnicy Istnienia – warunek człowieczeństwa.
Tak powstawała niepowtarzalna kolekcja 26 portretów Asymetrycznej Damy, tworzona nie na zamówienie, lecz na skutek porywów serca wybitnego artysty. Dziś jest jednym z najcenniejszych elementów pokaźnych zbiorów Muzeum Historii Katowic, gdzie ze względów konserwatorskich – aby mogła cieszyć następne pokolenia – tylko raz, dwa razy do roku jest prezentowana w całości lub częściach. Najbliższa ekspozycja planowana jest we wrześniu 2019 r. Spragnionym kontaktu z Mistrzem pozostaje muzealny sklepik z wydawnictwami, gdzie można m.in. nabyć kolejne numery czasopisma „Witkacy! Czyste dusze w niemytej formie”.
PS Rzeczony portret z kolanem pod brodą zainspirował rzeźbiarza Tomasza Wenklara do stworzenia jego trawestacji w płaskorzeźbie zdobiącej nagrobek Eugenii na cmentarzu ewangelickim przy ul. Damrota w Katowicach.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze