Teatr w Bielsku-Białej to niezwykła symbioza kunsztu architektury, rzeźbiarskiego wystroju i malarstwa. Ale najciekawsza sprawa czeka na nas we wnętrzu. Znajduje się tu wielka kurtyna, namalowana w Wiedniu.

Teatr zbudowany został w 1890 roku. Autorem projektu był wybitny wiedeński architekt Emil von Foerster. Inicjatorami budowy byli miejscowi obywatele miasta, którzy rzecz w całości sfinansowali. Dotacji państwowych wtedy nie było. A działo się to w czasach Monarchii Austro-Węgierskiej, gdy śląskie Bielsko i galicyjska Biała były znaczącymi ośrodkami przemysłu tekstylnego, kiedy Europę znaczyła gospodarcza prosperity i rósł postęp cywilizacyjny. Atmosfera była optymistyczna, a nowy miejski teatr był sprawą prestiżową dla tego „małego Wiednia”. Dodajmy, że bezpośrednim wzorem bielskiej budowli był wiedeński Ringtheater, dzieło tegoż samego architekta.

Wielką kurtynę namalowano w Wiedniu

Bielski teatr otrzymał formę neorenesansową zgodnie z panującym wówczas historyzmem nawiązującym do wzorów dawnej sztuki. Monumentalną fasadę zdobią klasycyzujące figury Apollina z lirą na szczycie, a poniżej dwie Muzy: Melpomena, patronka tragedii, i Talia, opiekunka komedii.

Elewacja tetaru zostanie odrestaurowana
Elewacja tetaru zostanie odrestaurowana Fot. Paweł Sowa / Agencja Wyborcza.pl

Ale najciekawsza sprawa czeka na nas we wnętrzu. Znajduje się tu wielka kurtyna, namalowana w Wiedniu, i stamtąd przywieziona na otwarcie teatru, które miało miejsce 30 września 1890. Twórcą kurtyny jest Francesco Angelo Rottonara pracujący razem z Johannem Kautskym w jego wiedeńskiej pracowni. Sygnatury obydwu odnajdujemy u dołu kurtyny. Byli to znani w Europie twórcy dekoracji teatralnych.

Jak przedstawia się nasza kurtyna? Środkowe wielkie pole obrazowe otacza szeroka trójpasmowa bordiura, u dołu z malowaną imitacją frędzli, ciężko zwisających ku ziemi. Mają czynić wrażenie, że to cenny tkany gobelin, a przecież rzecz malowana jest olejno na płótnie. Samą bordiurę gęsto wypełnia ornament groteski. Wśród jego zdobień wtopiono u dołu akcenty symboliczne: dwie maski – ciemnej płaczącej główki (tragedii) oraz roześmianej komediowej twarzyczki w czerwonym sowizdrzalskim kapturku. Pomiędzy nimi pośrodku umieszczono tarczę heraldyczną z białym łabędziem – znanym atrybutem Apollina – trzymaną przez rogatego Satyra i jego żeński odpowiednik – Menadę. Apollo zatem objął swym patronatem cały teatr i jego scenę.

U dołu ktoś porzucił miedzianą amforę

Pośrodku kurtynowego pola rozgrywa się radosne widowisko. Osiem wdzięcznych Nimf, stylizowanych na antyczne postacie, odzianych w zwiewne draperie, pląsa w tanecznym kręgu. Otacza je idylliczny rozświetlony krajobraz. Z prawej jawi się potężne rosochate drzewo, za nim w głębi majaczy tajemniczy cokół z półleżącą na nim kobiecą postacią widzianą w kunsztownym skrócie od tyłu – czyżby aluzja do znanych etrusko-rzymskich sarkofagów?

Z przodu natomiast jawi się wesoła scenka dziecięca – dwa putta bawią się białą papugą w klatce. Po przeciwległej lewej stronie umieszczono postument opleciony pnącymi różami, wieńczący go wazon także wypełniają róże. U dołu ktoś porzucił miedzianą amforę oraz dwa naczynia gliniane: dzban i tak zwany lekythos, naczynie u antycznych Greków wkładane do grobów – czyżby zamierzona aluzja?

Wszystko to malowane jest delikatnym dotykiem pędzla, w pastelowych, ciepłych kolorach.

Temat tańczących Nimf wywodzi się rzecz oczywista ze starożytnej greckiej mitologii. Nimfy, córki Zeusa, boskie istoty o ludzkiej naturze, długowieczne, acz śmiertelne, personifikacje życia i opiekunki przyrody, przyjazne ludziom, zaludniały całą ziemię. Było ich wiele: Najady – opiekunki źródlanej życiodajnej wody, Oready – boginki górskie, Driady –mieszkanki lasów i drzew, Nereidy – żyjące w oceanach. W naszym obrazie nie dokonano ich rozróżnienia. Motywem antycznym posłużono się swobodnie, poetycko. Nasze Nimfy, uosobienie piękna natury, wyrażonego wdziękiem tańca, wprowadzić mają widza w pogodny nastrój w oczekiwaniu na rozpoczęcie przedstawienia.

Poniemiecki bohomaz musi zniknąć

Na koniec przypomnijmy dalsze losy tego niezwykłego dzieła, które powstało na cztery lata przed słynną kurtyną Henryka Siemiradzkiego w krakowskim teatrze (1894). Bielska kurtyna Rottonary przetrwała szczęśliwie obie wojny, ale po 1945 roku stało się coś niedobrego. Był to czas, kiedy przestano cenić sztukę XIX-wiecznego historyzmu. Nowoczesny modernizm hołdował innym normom estetycznym. Do tego nowy dyrektor powojennego teatru uznał, że ten poniemiecki bohomaz trzeba wyrzucić. Kurtynę uratowali pracownicy teatru, złożyli w kostkę i chyłkiem schowali na strychu. Tu przeleżała wiele lat. Przypomniano sobie o niej, przydała się Andrzejowi Wajdzie w pracach nad scenografią filmu „Ziemia obiecana” (1974). Później poddana została gruntownej konserwacji i powróciła na swoje dawne miejsce. Dziś, kiedy doceniamy na powrót dziedzictwo kulturowe XIX wieku i kiedy ostatnimi czasy dokonała się odbudowa ciągłości pamięci kulturowej dziejów miasta, kurtyna Rottonary cieszy nas za każdym razem, gdy zasiadamy na widowni bielskiego teatru.

Roman Imielski poleca
Czytaj teraz
Więcej
    Komentarze