Jeśli kogoś w piątek zawiodła na OFF Festivalu bałaganiarska M.I.A., w sobotę mógł się czuć usatysfakcjonowany koncertem drugiej headlinerki. Charlotte Gainsbourg zagrała perfekcyjnie.
Wyszła na scenę ot tak, zwyczajnie, bez fanfar i fajerwerków. Ubrana w dżinsową kurtkę narzuconą na biały podkoszulek. Usiadła przy fortepianie, zagrała i zaśpiewała swoim delikatnym, cichym głosem tak, że chciało się chwytać każde jej słowo. Pouśmiechała się do publiczności. We wszystkim, co robiła na scenie, Charlotte Gainsbourg była absolutnie elektryzująca. Ten koncert mógłby trwać w nieskończoność. To była całkowita odwrotność piątkowego występu M.I.A.
Perfekcyjnie wypadł też Moses Sumney, który zagrał na OFF-ie niemal w przeddzień wydania swojej drugiej płyty. Pierwsza była ogólnoświatową sensacją. Doskonały jak zawsze był duet Skalpel, tym razem w wersji powiększonej o big band. Bez big bandu też potrafią brzmieć jak big band, ale - wiadomo - im więcej, tym weselej. A było tym weselej, że Skalpel zaprosił do współpracy grupę znakomitych muzyków.
W sobotę porządnie wyszaleć mogli się też w końcu wielbiciele gitarowego hałasu - na koncercie Turbonegro, ...And You Will Know Us by the Trail of Dead i przede wszystkim Unsane. Ten ostatnia grupa zgodnie ze swoją nazwą zagrała wariacko dobrze. Panowie nie są już młodziaszkami, ale emocje w ich muzyce nie zwietrzały.
W niedzielę na OFF-ie Grizzly Bear, Ariel Pink, Kapela ze Wsi Warszawa, Furia, Or:la i inni.
Wszystkie komentarze