Nie trwał tak długo jak strajk w kopalni "Piast" i nie skończył się przelewem krwi, jak w "Wujku" i "Manifeście Lipcowym", ale uczestnicy strajku w kopalni "Anna" w Pszowie zapłacili za swoją postawę bardzo wysoką cenę.
Kopalnia "Anna" zatrudniała w 1981 roku 6100 osób, nie tylko pszowików, jak o sobie mówią ludzie z Pszowa, ale mieszkańców okolicznych miejscowości. Pod względem wielkości zatrudnienia i wydobycia była porównywalna z katowickim "Wujkiem".
Na urlop i za bramę
Twardą ręką kopalnią rządził Leonard Kempny. Wiedząc, że już w nocy z 13 na 14 grudnia górnicy się z sobą zgadywali, by rozpocząć strajk, wezwał do siebie szefa zakładowej "Solidarności" i odesłał na urlop. W rezultacie najważniejszy w "Annie" związkowiec nie mógł stanąć na czele strajku, bo nie było mu wolno przebywać na terenie kopalni. Podobnego fortelu – odesłania na urlop – dyrektor się chwycił w stosunku do kilku innych działaczy "Solidarności".
Wszystkie komentarze
Chyba kabociorz.
Organizatorzy uciekli do Krefeld. Tacy wielcy bohaterowie :))
Pluję na górników
A ty ku... kim jesteś? Po jednej szychcie by cię pewnie wyciągali na powierzchnię za kłaki frajerze