Fot. Mirosław Noworyta / Agencja Wyborcza.pl
Kiedyś pasażerowie KZK GOP nie mogli kupować biletów za pośrednictwem aplikacji zainstalowanych w telefonach, nie myślano o Śląskiej Karcie Usług publicznych. Zamiast tego królowały papierowe bilety autobusowe. Na początku lat 90. były sprzedawane nie tylko w kioskach. Na placu Szewczyka w Katowicach można było spotkać panie, które całymi dniami siedziały na krzesełkach i sprzedawały bilety 'z ręki'.
Tam gdzie nie było kiosków, a nie brakowało pasażerów bilety sprzedawano też z zaparkowanych przy przystankach samochodach.
Zresztą bilety nieraz wzbudzały emocje i zdziwienie pasażerów. W Bytomiu np. przez jakiś czas można było kupić bilet nie u kierowcy, ale u konduktora. Zresztą konduktorzy z bytomskiego PKM musieli też walczyć o pracę, gdy ich zakład upadał. Głośny był strajk okupacyjny, który w 2005 roku prowadzili w siedzibie KZK GOP w biurowcu przy ul. Wita Stwosza w Katowicach.
W tym samym roku Jaworzno wprowadziło swoją elektroniczną kartę miejską. Na terenie KZK GOP wciąż królowały bilety papierowe. Co prawda przygotowania do wprowadzenie Śląskiej Karty Usług Publicznych rozpoczęły się w 2007 roku, ale i tak na przystankach stały automaty do sprzedaży papierowych biletów. Pierwsze karty trafiły do pasażerów KZK GOP jesienią 2015 roku.
Wszystkie komentarze
1. kupuję kartę ŚKUP podając hasło, PIN.
2. loguję się w systemie, żeby zasilić kartę
3. zasilam kartę minimum na 24 godziny wcześniej, żeby mieć pewność, że będę mógł skorzystać ze środków
4. Wsiadam do autobusu. Już mogę - UWAGA- zasilić swoją kartę, na która przelew zrobiłem 24 godziny wcześniej środkami poprzez przyłożenie karty.
5. po raz kolejny przykładam kartę
6. wybieram rodzaj biletu (ok 6 -7 kliknięć w całkowicie nieintuicyjny kasownik)
7. przykładam kartę i JUŻ mam bilet! Połowa sukcesu za mną!
8. wysiadam z autobusu - MUSZĘ przyłożyć katę, gdyż inaczej zostanę okradziony z biletu GODZINNEGO i nie będę mógł wsiąść ( z zachowaniem godzinnego limitu czasu) do kolejnego autobusu,
9. wsiadam do autobusu i muszę znowu przyłożyć kartę. Jeżeli nie zadziałało przyłożenie przy wyjściu (co się zdarza) to zostaje mi skasowany KOLEJNY bilet odległościowy, pomimo, że godzina od czasu pierwszego skasowania godzinnego jeszcze nie minęła!
10. Jako , że nie wiem czy jadę na godzinnym czy - okradziony przez KZKGOP - na kolejnym - odległościowym wysiadając muszę znowu przyłożyć kartę, żeby system w razie czego policzył mi tylko za przejazd tyle ile przejechałem a nie za maksymalną stawkę.
Kolejne przejazdy są ograniczone do punktów od 4 do 10i co jakiś czas od 2 do 10.
I tak w 10 prostych krokach dotarłem z Katowic do Sosnowca...
A teraz poproszę Urbańczyka i resztę geniuszy o powtórzenie tego. Tak jak ja to robiłem z przymusu - z unieruchomioną, bolącą nogą i o kulach. To naprawdę niepowtarzalne uczucie jak można wstać z siedzenia w autobusie dopiero gdy autobus stanie (bo inaczej się leci jak szmata - kule nie są zbyt pewnym oparciem w jadącym pojeździe), trzeba przed wyjściem stanąć w przejściu, wyjąć z kieszeni kartę, przyłożyć ją do czytnika, schować kartę, założyć na ramię kulę i wysiąść nie dając się przytrzasnąć drzwiami ruszającego w międzyczasie autobusu...
Powyższe obserwacje na podstawie doświadczeń własnych. Jak się można domyślać nie zachęciły mnie by poza sytuacjami w których nie mogę z przyczyn obiektywnych korzystać z samochodu jeździć tworem zwanym komunikacją miejską. Nie - nie pojadę autobusem jak tylko jest możliwość jazdy samochodem. Nie po takich doświadczeniach! A ekologia przy takich przeszkodach niech się goni!
A za cały kulsonowy system zapłacono grubą kasę z naszych - podatników pieniędzy!