fot. archiwum
W ciągu lat pracy koniorze i zwierzęta niezwykle się ze sobą zżywali. Jedną z najpiękniejszych historii o przyjaźni jest ta o Henryku Konsku i Brunoku (na zdjęciu), którzy razem pracowali w KWK Jankowice.
- Tata godoł, że na grubie zawsze mu sie tracił chlyb. Nie wiedzioł, czy ktoś mu go kradnie, czy może to sprawka ducha kopalni? W końcu zgasił światło i zacznył wahować. Usłyszoł jakiś brzynk łańcuchów i strasznie sie wylynkoł. Oświecił latarka i ujrzoł, jak z jego kapsy wyciongo chlyb Brunok - tak lata temu tę historię wspominała Krystyna, córka Henryka Konska. I tak zaczęła się znajomość, która trwała przez lata. Aż do czasu, kiedy Brunoka, ostatniego konia w kopalni Jankowice, zastąpiły maszyny. Wszystko skończyło się jednak dobrze, bo zwierzę zamiast na rzeź trafiło do wiejskiego gospodarza, a Henryk jeszcze przez wiele lat miał odwiedzać swojego przyjaciela. Wtedy ten kład mu łeb na ramieniu.
Na konkursie 'Po naszymu, czyli po śląsku' w 1994 roku mężczyzna opowiadał właśnie tę historię. Mówił wtedy, że w życiu płakał tylko trzy razy - kiedy po wojnie wracał z rosyjskiej niewoli i spotkał się ze swoimi rodzicami, drugi, kiedy żegnał się z Brunokiem, a po raz ostatni właśnie na konkursie, kiedy zobaczył, że ludzie chcą go słuchać.
Wszystkie komentarze