W podziemiach Azowstalu w Mariupolu Iwan i jego rodzina spędzili pięć miesięcy. - Żyliśmy, jak w filmach katastroficznych - mówi. W piwnicy była woda techniczna, znaleźli też jakieś butelki z napojami, które pracownicy zakładów zostawili w biurach i jadalni. Zgromadzili trochę zapasów jedzenia. Temperatura w piwnicy spadła do plus pięciu stopni Celsjusza. Nikt nie wiedział, co się dzieje na zewnątrz, nie było internetu, telefony straciły zasięg. - Nie wiedzieliśmy czy Rosjanie przepuszczają ludność cywilną, czy w ogóle korytarze ewakuacyjne są otwarte - mówi Iwan. Na terenie zakładów mężczyźni znaleźli porzucony generator, naprawili go, co dało im światło i trochę ciepła. Gdy na chwilę opuszczali bunkier, na przykład w poszukiwaniu paliwa do generatora, mogli zobaczyć innych mieszkańców podziemi Azowstalu. Wymieniali plotki i rozczarowujące wieści: cywile nie są wypuszczani z miasta, Rosjanie strzelają nawet do aut z białymi flagami. Nie ma możliwości wyrwania się z okrążenia. Na filmie babcia Iwana Briochowa, trafiona odłamkiem pocisku.
Więcej
    Komentarze