W niedzielne popołudnia Magdalenę Majcher zawsze zaczynała boleć głowa. Myślała już tylko o zbliżającym się poniedziałku, niezbyt lubianej pracy, piętrzących się raportach i nieuchronnych nadgodzinach. Najgorsze było to, że w tygodniu dla syna i męża zostawało jej niewiele czasu i energii. Impulsem do zmian był druga ciąża. Po niej czeladzianka nie wróciła już do banku. Postanowiła, że zostanie pisarką, i dopięła swego.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.