GOK wraz z Szpitalem Wielospecjalistycznym tworzy dziś Górnośląskie Centrum Medyczne. Chorzy nie znają tych nazw. Dla nich to po prostu klinika w Ochojcu.
A dla Leszka Gieca to właśnie chorzy byli najważniejsi. - Kochał ich jak własną rodzinę - wspomina prof. Franciszek Kokot w wydanej przez Śląski Uniwersytet Medyczny książce poświęconej wybitnemu kardiologowi.
Nie gonił więc za sławą i pieniędzmi, ale za tym, by chorzy na serce mieli szpital z prawdziwego zdarzenia, by ślimacząca się budowa w Ochojcu wreszcie ruszyła z miejsca. Do jej pilnowania wybrał swego ucznia Janusza Drzewieckiego. - Kiedy inni u partyjnych sekretarzy załatwiali sobie mieszkania i samochody, on starał się tylko o nasz szpital - wspominała inna wychowanka prof. Maria Trusz-Gluza.
Mimo biedy ostatnich lat PRL-u udało się. Kiedy 25 lat temu prof. Giec przecinał wstęgę (na zdjęciu), otwierając GOK, szpital wszystkim wydawał się bardzo nowoczesny, ale nikomu nawet się nie śniło, że kiedyś - w nowej i wolnej Polsce - będzie miał sprzęt równie świetny jak centra kardiologii w bogatym świecie.
Prof. Giec spędził tu ostatnie chwile. - Odszedł w swojej klinice otoczony najlepszą opieką i miłością swoich współpracowników i przyjaciół - wspominała żona Janina. Współpracownicy i przyjaciele nie zapomnieli o swoim skromnym mistrzu - szpital, który powstał dzięki staraniom dobrego doktora, dziś nosi jego imię.
Wszystkie komentarze