GABINET
Do pracy mam niedaleko: z sypialni do biurka w gabinecie 10 kroków. Jak mówiła Virginia Woolf, do pisania potrzebny jest własny pokój do pracy i renta roczna po bogatej ciotce. Wtedy nie trzeba się martwić o codzienne sprawy.
U nas kobiety swoich pokojów nie miały. Jak rodzina zmieniała mieszkanie na większe, to osobny pokój dostały przede wszystkim dzieci. Także wtedy, kiedy mama uprawiała twórczy zawód. U mnie też tak było. Moje córki mieszkały w jednym pokoju i kiedy wprowadziliśmy się tu, do większego mieszkania, dostały osobne pokoje, a mój pokój do pisania był w kuchni. O pół do dziesiątej zamykałam do niej drzwi i już nikt nie miał tam wstępu. To był mój czas. Tak napisałam cztery książki, a moja rodzina polubiła herbatę z termosu.
Ale dzieci rosną za szybko i ani się człowiek obejrzy, jak zostaje sam w mieszkaniu. Mój gabinet jest teraz w pokoju młodszej córki. Jak tu teraz wchodzi, to się dziwi, że taki mały, a kiedyś zmieścił biurko, łóżko, szafkę.
Do niedawna w godzinach pracy towarzyszył mi Mordek. Pokazał mi go Benio Krawczyk, skulonego w oknie piwnicy Teatru Śląskiego. Siedział tam na mrozie już trzy dni. Benio powiedział, że jak go wezmę do siebie, to pójdę w skarpetkach do nieba. Mordek spędził z nami 16 lat i był moim bezkrytycznym recenzentem. Kiedy mu coś czytałam na głos, wydawał z siebie cudowny dźwięk. Niestety, po latach spędzonych z nami odszedł.
Wszystkie komentarze