Sobota, godz. 21.30, Dolina Trzech Stawów
Mówisz ''Kora'', myślisz ''Maanam''. Mówisz ''Maanam'', myślisz ''Kora''. Porywający głos, charyzmatyczna postać, dziesiątki przebojów, które ożywiały martwe lata 80. w Polsce. I choć Maanam założył Marek Jackowski (wraz z Milo Kurtisem, który jednak szybko odszedł z grupy), to właśnie jego ówczesna żona Kora Jackowska stała się twarzą, a przede wszystkim głosem zespołu.
Niewielu jest takich, którzy słyszeli go w pierwszych latach istnienia Mannamu, założonego w 1976 roku. Cała Polska zachwyciła się nim cztery lata później, gdy w 1980 rok Kora wystąpiła na festiwalu w Opolu. W tamtych czasach ta impreza miała większą siłę rażenia niż ''Mam talent'' i ''X Factor'' razem wzięte. Maanam z miejsca stał się wielką gwiazdą. Tylko w 1981 roku dał 500 koncertów!
Kora od początku tworzyła niebanalne teksty, które błyskawicznie zyskiwały miano kultowych. Na każdej płycie Kory i zespołu Maanam znajdują się piosenki uznane za przeboje.
W 1984 r. komunistyczne władze obłożyły zespół półtorarocznym zakazem obecności w mediach, a to z powodu odmowy występu na zjeździe partii socjalistycznych w Pałacu Kultury. W 1986 r. przemęczona intensywną pracą Maanamu (około 200 koncertów rocznie) Kora rozwiązała zespół.
Nie przestała jednak pracować. Na przełomie lat 80. i 90. nagrała dwie płyty solowe: ''Bella pupa'' - jako Kora i Pudelsi - oraz ''Ja Pana w podróż zabiorę'' do tekstów Kabaretu Starszych Panów. Wróciła do Maanamu i znów był sukces: kolejne platynowe i złote płyty oraz kilkaset koncertów dla trzymilionowej publiczności.
Na początku 2009 r. Kora i dotychczasowy skład Maanamu postanowili występować pod nazwą: Kora. Wokalistka wykonuje na koncertach utwory z repertuaru Maanamu oraz nowe kompozycje.
Sobota, godz. 19.30, Dolina Trzech Stawów
Nie znudził się wam jeszcze nowy przebój Zakopowera ''Boso''? Lepiej, żeby nie, bo jak nic zespół wykona go też na koncercie poprzedzającym występ Kory. W końcu zespół Sebastiana Karpiela-Bułecki promuje teraz świeżutką płytę, która nosi tytuł... no właśnie ?- ''Boso''.
To już ich czwarty krążek. Zakopower debiutował płytą ''Musichal'' (z muzyką Mateusza Pospieszalskiego oraz po utworze Jana i Lidii Pospieszalskich) z 2005 roku. Kolejny krążek, ''Na Siedem'', powstał z tekstami Kayah, Rafała Bryndala i Adama Nowaka oraz udziałem m.in. Nigela Kennedy'ego (skrzypce) i Mamadou Dioufa (śpiew). Muzykę natomiast napisali w większości Mateusz Pospieszalski oraz Lidia Pospieszalska (jedna piosenka). Płyta ''Na siedem'' została w 2008 roku nagrodzona Fryderykiem w kategorii ''Album roku etno/folk''. Kilka miesięcy później, na 45. KFPP w Opolu Zakopower zdobył nagrodę jury i Superpremierę za utwór ''Bóg wie gdzie''.
Zakopower stał się gwiazdą, bo świetnie łączy góralszczyznę z nowoczesnością. Podhalańska muzyka przepleciona nowoczesnymi brzmieniami o rockowej estetyce szybko przypadła do gustu słuchaczom. Mieszanka - dudy, skrzypce elektryczne, smyczki i solówki gitarowe - bywa wybuchowa. Poza tym dawka energii, jaką lider zespołu przekazuje publiczności na koncertach, jest niesamowita. Gwara miesza się tu z energetycznymi melodiami, tradycyjne ludowe instrumenty ze współczesnymi. Na żywo Zakopower to jedna z najlepszych kapel w Polsce.
Sobota, godz. 18.00, Dolina Trzech Stawów
Być może mało kto pamięta już przeboje The Gypsy Kings - ''Bamboleo'' czy ''Soy'' - ale to tak porywające utwory, że Rico Sanchez&The Gipsy Kings Party nie powinni mieć żadnych problemów, żeby rozruszać publiczność. Sanchez występował przez jakiś czas z Gipsy Kings, biorąc udział w tzw. Gipsy session, i teraz gra ich muzykę oraz własne kompozycje utrzymane w klimacie muzyki latino, rumby i flamenco.
Piątek, godz. 20.00, ul. Mariacka
Wrocławski raper, producent i twórca teledysków Łukasz Rostkowski, znany jako L.U.C, był w zeszłym roku wyjątkowo mocno eksploatowany medialnie. Wszystko za sprawą wydanej w 2009 roku płyty ''39/89 - Zrozumieć Polskę'', na której umieścił fragmenty historycznych nagrań i audycji radiowych. Dzięki albumowi opisującemu pięć dekad historii Polski dostał m.in. Paszport ''Polityki''.
Potem znów zaskoczył, wydając ''PyyKyCyKyTyPff'' - płytę, która nie powstała w profesjonalnym studiu nagraniowym, a całość została nagrana bez pomocy jakichkolwiek instrumentów. Wszystkie dźwięki ''wydał'' i obrobił elektronicznie sam L.U.C - W domku nad jeziorem wygłuszyłem, co się dało, i wstawiłem sprzęt - mówi Rostkowski. - Potem prawie całą wiosnę i lato stałem przed mikrofonem i przyznam, że do końca nie byłem pewny, co z tego wyjdzie.
L.U.C stworzył coś, co łatwo wrzucić do pudełka ''beatbox'', choć zdecydowanie beatboksem nie jest. W wielu przypadkach przekracza jego ramy, jak pełne dźwiękowych plam ''Medytonów'' czy ''Intro'', które tworzą razem cztery i pół minuty wstępu do płyty. Pozostałe szumy, piski i pohukiwania układają się w podkłady (wyjątkiem jest pięć sekund ciszy, czyli ''Polskie autostrady - tak jak one ten numer wyjdzie później'') dla charakterystycznych, trochę humorystycznych, trochę socjologicznych i refleksyjnych tekstów L.U.C-a. Mało kto na polskiej scenie hiphopowej (jeśli założymy, że to ciągle hip-hop) potrafi tak składać rymy, nie wpadając przy tym w bezsensowną plątaninę przypadkowych słów.
Piątek, godz. 22.00, ul. Mariacka
Najnowszy projekt braci Waglewskich oraz gitarzysty Michała Sobolewskiego. Ten ostatni to znawca muzyki lat 60., zafascynowany brudnym, mocnym brzmieniem gitar z płyt Hendrixa, Black Sabbath, Ten Years After, ale także mniej znanych Toad, 13th Floor Elevators. Nazwą swego nowego zespołu chcieli nawiązać do lat 50. i 60. - wtedy triumfy święciła gwiazda kina - amerykańska blond piękność Kim Novak. Muzycznie artyści odwołali się z kolei do swoich młodzieńczych upodobań z początku lat 90. Debiutancka płyta zespołu ''Kim Nowak'' okazała się jednym z najważniejszych wydarzeń zeszłego roku na rockowej scenie w naszym kraju.
Bracia Waglewscy i Sobolewski zagrali na niej transową, żywiołową i surową gitarową muzykę, której patronami mogliby być Primus i Rage Against The Machine, Beastie Boys, ale i Jimi Hendrix.
O inspiracjach ''Kim Novak'' mówił też swego czasu Fisz w rozmowie dla ''Dużego Formatu'': - Muzycznie jesteśmy dziećmi lat 90. Pierwsze kablówki z MTV, które wtedy jeszcze grało muzykę i było pełne programów autorskich. ''120 minut z alternatywą'', metalowe ''Headbangers Ball'' i ''MTV Raps''. Jeździło się na deskorolce, słuchało Sonic Youth i podpatrywało, jak Cypress Hill robi sample. To wszystko się ze sobą nie gryzło.
Sobota, godz. 18.00, ul. Mariacka
Chorzowska formacja NeLL narobiła jakiś czas temu sporo zamieszania na polskiej niezależnej scenie muzycznej. Zespół istnieje od 2007 roku. Jego twórczość została zauważona przez Piotra Stelmacha, dziennikarza radiowej ''Trójki'', który zaprosił zespół do swojego projektu Offensywa. Utwór ''Red Ribbons'' znalazł się w pierwszej edycji składanki, a piosenka ''Lemon Cold Ice Milk'' otwiera drugą część kompilacji - ''Offensywa 2''. W 2007 r. NeLL zagrał koncert w Studiu im. Osieckiej.
To, co wyróżnia zespół NeLL spośród wielu innych kapel, to fakt, że jego pierwsza płyta wyszła w całości dzięki wsparciu finansowemu fanów. NeLL zebrał 10 tys. zł na internetowej giełdzie muzycznej www.megatotal.pl. Przez cztery miesiące w tym internetowym serwisie muzycznym można było kupować za grosze utwory młodych zespołów, a przez to pomóc im w wydaniu pierwszej płyty i stać się udziałowcem ich przyszłego sukcesu. Przez cztery miesiące pieniądze na rzecz NeLL wpłaciło ponad 300 internautów, którzy uwierzyli w muzykę grupy.
Sobota, godz. 19.30, ul. Mariacka
Absolutnie nieprzewidywalna grupa. Uwaga ta dotyczy przede wszystkim wokalistki Ani Brachaczek. Jej estradowa ekspresja, a raczej nadekspresja, improwizowane układy choreograficzne czy zabawne komentarze (nie tylko) do kolejnych piosenek tworzą koloryt zespołu. Możemy jednak mówić też o nieprzewidywalności stylistycznej. Bo słuchaczowi może się wydawać, że BiFF to grupa indierockowa. Chwilę później jednak jesteśmy w rejonach alternatywnego popu, czasem elektroniki - zza której zerka niemal disco, czasem rzetelnego postpunkowego grania. Muzycy odwołują się do estetyki lat 60. a razem brzmią szalenie współcześnie.
Wiosną zeszłego roku grupa zdobyła aż siedem nominacji do nagrody przemysłu fonograficznego Fryderyk za rok 2009 i dwie nagrody. Skład zespołu tworzą: Ania Brachaczek - wokal, klawisze, gitara, Hrabia Fochmann - gitara, wokal (oboje eks-Pogodno), Jarek Kozłowski - perkusja, wokal (Mitch & Mitch), Michał Pfeiff - bas, wokal (Pogodno) oraz Piotr Drążkiewicz - instrumenty klawiszowe, wokal (Nude Ants).
Grupa powstała w roku 2006 r. Jesienią 2009 ukazała się wspomniana debiutancka płyta ''Ano''. Utwory są w większości autorstwa liderów grupy, choć tekst do jednej z piosenek - ''Adela'' - napisała Dorota Masłowska. O muzycznej formule zespołu napisano, że znaleźć można tu różne gatunki: ''od indie rocka przez avant pop aż po przebojowy mainstream''. Całość jest jednak nad wyraz spójna i przebojowa. Sami artyści określają swą twórczość poetyckimi sformułowaniami w rodzaju ''oniryczny punk'' lub ''piosenka ekspresowa''.
Sobota, godz. 21.00, ul. Mariacka
Obok Myslovitz to jedna z najbardziej znanych grup z tego zagłębia gitarowego grania nad Przemszą. Choć z mniejszym stażem, to i tak mają się czym pochwalić, bo Mietall Waluś i ekipa grają razem już od 1998 roku. Mają na koncie też mały rekord - w 2002 roku zagrali najdłuższą klubową trasę koncertową w historii polskiej muzyki - przez 75 dni dali prawie 60 koncertów, z finałem w Katowicach.
Na koncertach grają teraz najczęściej materiał z ostatniej płyty ''Virus'', na którą kazali fanom czekać aż pięć lat. W międzyczasie lider mysłowickiej grupy nagrał solową płytę z popowym hitem ''Słońce''. ''Virus'', choć to płyta zespołowa, też jest zdominowana przez Mietalla Walusia (wszystkie teksty i 8 z 10 kompozycji). Ale nie ma tu popu. To solidny rockandrollowy album. Bazuje na gitarowej tradycji (bo za klasyków można już chyba uznać Queens of The Stone Age), ale czujnie czerpie z aktualnych trendów (nawiązania do Kings of Leon). Przeważają proste piosenki, lecz większe wrażenie robią psychodelizujące ballady, jak ''Virus'' czy finałowy ''Srebrny dym''.
Sobota, godz. 22.30, ul. Mariacka
Nic nie zmienia się tak często jak pogoda i skład grupy Pogodno. Jej członkami byli już m.in. Ania Brachaczek i Budyń, którzy w Katowicach wystąpią przed obecnym składem Pogodno. Ostatnia zmiana to odejście gitarzysty Damiana Pielki, którego zastąpił Piotr ''Bajzel'' Piasecki. W nowym składzie nagrali płytę ''Plemnik'', która wyszła w czerwcu tego roku.
Zespół Pogodno powstał w połowie lat 90. w Szczecinie - stąd zresztą wzięła się jego nazwa, będąca jednocześnie nazwą jednej ze szczecińskich dzielnic. Pierwszy skład grupy nagrał wydaną przez trójmiejską wytwórnię Biodro Records płytę, z nazwą grupy w tytule, która ukazała się w 2000 roku i od razu zwróciła na zespół uwagę krytyków i publiczności. Prawdziwym przełomem okazał się jednak dopiero wydany rok później singiel, promujący drugi album grupy, zatytułowany ''Sejtenik Miuzik & Romantik Loff''. Utwór zatytułowany ''Pani w obuwniczym'' o zaraźliwie przebojowej melodii i zabawnym, zbudowanym na grze słów tekście z miejsca stał się wielkim przebojem i umożliwił zespołowi koncertowanie w całym kraju.
Niedziela, godz. 20.30, ul. Mielęckiego
A była taką miłą dziewczynką, kiedy w 2003 roku pojawiła się w trzeciej edycji programu ''Idol'' i śpiewała Franka Sinatrę albo The Doors. Do tego te sprężynujące loczki albo gładko zaczesane włosy... Przez ''Idola'' przeszła jak burza i, jak miało się potem okazać, była jedyną zwyciężczynią programu, która naprawdę zrobiła karierę. Brodka wiedziała, co chce osiągnąć - tworzyła muzykę na tyle przystępną, by zaistnieć na mainstreamowym rynku, a jednocześnie na tyle indywidualną, żeby wyróżnić się z zalewu innych produkcji i typowo komercyjnej papki.
Już pierwsza płyta - ''Album'' - naznaczona była jej indywidualnością. Choć sporą jej część stanowiły covery soulowych standardów, którym - za sprawą swojego mocnego, nieco zachrypniętego głosu - dodała bardzo wyrazistego charakteru. Kolejna płyta, ''Moje piosenki", to już w pełni autorski materiał, pełen wpadających w ucho melodii i ciekawych tekstów. Potem wokół Brodki zrobiło się cicho. Okazało się, że to cisza przed burzą.
Pod koniec 2010 roku artystka wydała płytę ''Granda", która jest jak dotąd najbardziej śmiałym jej albumem. To eklektyczna mieszanka elementów muzyki electro, folku i acid-popu, w której dźwięki instrumentów ludowych mieszają się z kwasowym brzmieniem instrumentów klawiszowych i syntetycznym basem. Nadal potrafi być kameralnie, ale jednocześnie nie można pozbyć się wrażenia, że Brodka postanowiła podkręcić tempo swojej muzyki i trochę z nią poeksperymentować. Współkompozytorem utworów i producentem albumu był Bartosz Dziedzic, a teksty pisali razem z Brodką m.in. Radek Łukasiewicz z Pustek i Jacek Szymkiewicz z Pogodno.
Sobota, godz. 22.00, ul. Mielęckiego
Pierwsza płyta zespołu Kaliber 44 narobiła na polskim rynku niesamowitego zamieszania ? po objawieniach Liroya i Wzgórza Ya Pa 3 na dobre potwierdziła, że mamy do czynienia nad Wisłą z nowym, fascynującym zjawiskiem.
Trzech nastolatków z Katowic nagrało debiut fonograficzny (''Księga Tajemnicza. Prolog'') choć już na starszej o kilkanaście miesięcy, złożonej z różnych młodych artystów składance wydanej przez wytwórnię S.P. Records było słychać, że to będzie świetny zespół) i swoim neurotycznym stylem, tekstami o zakonie Marii i pełną pogłosów produkcją z dnia na dzień stało się najważniejszymi postaciami polskiego hip-hopu. Choć wtedy mówiło się o nim raczej po prostu rap. I o scenie hiphopowej takiej, jak znamy ją z XXI wieku, nikt wtedy nawet nie śmiał pomyśleć.
Ale to wszystko działo się w 1996 roku, czasach jak na standardy popkulturowe zamierzchłych, w starożytności nadwiślańskiego show-biznesu. Po 15 latach z członków Kalibru 44 muzycznie aktywny pozostał jedynie Abradab. Magik popełnił samobójstwo (nagrywając wcześniej doskonały album z Paktofoniką), a o Joce słuch na scenie zaginął, natomiast hip-hop z niszowego zjawiska stał się jedną z najbardziej dochodowych gałęzi polskiej rozrywki.
Ale Marcin Marten, czyli Abradab, trwa; co więcej - wciąż nagrywa świetne płyty. Już jego pierwszy solowy krążek, wydany w 2004 roku ''Czerwony album'', był strzałem w samo sedno dźwiękowej tarczy, a takich hitów jak ''Miasto jest nasze'' czy ''Rapowe ziarno'' słucha się do tej pory z ogromną przyjemnością. Nawiązania do reggae czy kooperacja z Gutkiem znanym z Indios Bravos nadawały tym nagraniom ogromną świeżość, a w połączeniu z luzem naszego bohatera i jego słowotwórczą sprawnością dawały się słuchać raz za razem bez znudzenia.
Rok później ujrzała światło dzienne ''Emisja spalin'' i nie była już tak dobra i świeża jak debiut. Trochę ugrzęzła w schematach, a kalibrowa kooperacja z Joką przy piosence ?Rap to nie zabawa już? wypadła tak sobie. Jednak była to tylko chwilowa obniżka formy Abradaba ? jego trzecia płyta ?Ostatni poziom kontroli? to powrót na właściwe tory. Brzmienia żywych instrumentów, świetna produkcja, muzyczne wycieczki nawet w stronę r'n'b, gościnnie pojawiająca się na krążku Marika powodowały, że znów było czego słuchać.
Jeśli kojarzycie hiphopowe koncerty ze sztampą i doprowadzoną do granicy przyswajalności prostotą środków, to Abradab na pewno was zaskoczy. Gra z żywym zespołem (perkusja, gitara, bass, klawisze, gramofony), kombinuje, buja, porywa do tańca.
Sobota, godz. 20.30, ul. Mielęckiego
Zwykle wymienia się jednym tchem: Fisz/Emade. W końcu bracia Waglewscy to jeden z najbardziej kreatywnych duetów na polskiej scenie muzycznej. Artyści, którzy na debiutanckich ''Polepionych dźwiękach'' zaczynali od dość prostego, wpisującego się muzycznie w kanon ówczesnej polskiej sceny hip-hopu przez ten czas stali się chyba najbardziej eksperymentującymi twórcami w głównym nurcie polskiej muzyki.
Choć już na swoim pierwszym krążku potrafili zaskoczyć, wyprodukować pamiętany do dziś przebój (''Czerwona sukienka'') albo zaintrygować tekstami Fisza daleko wykraczającymi poza standardowe opowieści o paleniu skrętów na ławce przed blokiem. Kolejnymi płytami i projektami udowadniali, że są niezwykle pomysłowi, że nie zadowalają się spacerowaniem utartymi ścieżkami. Nie mają problemu z sięganiem a to do elektronicznej awangardy, a to do rockowych patentów czy wręcz tematów na pograniczu bluesa i popu, jak to miało miejsce na ''Męskiej muzyce'', albumie nagranym przez braci wraz z ich ojcem, Wojciechem Waglewskim.
Fisz i Emade stali się po tym krążku rozpoznawalni daleko poza alternatywną niszą. Ale ich kolejne samodzielne nagrania nie były odcinaniem kuponów od bestsellerowej, międzypokoleniowej poprzedniczki ? młodzi Waglewscy wciąż robią swoje, z płyty na płytę lepiej i ciekawiej. Potrafią też udowodnić, że nie są nierozłączni. Tak jak w Katowicach, gdzie na scenie na Mielęckiego wystąpi sam Fisz.
Niedziela, godz. 19.00, ul. Mielęckiego
Pomysłodawcą Neonów jest wokalista i gitarzysta Dawid Zając, mający na koncie współpracę z Anastasis, rockowym składem z Legnicy. Kompletować własny zespół zaczął we wrześniu 2008 roku. Prócz Dawida znaleźli się w nim basista Grzegorz Sawa-Borysławski, perkusista Tomasz Garbera i drugi gitarzysta Kuba Zublewicz, muzycy ze sporym doświadczeniem. Kuba to członek britpopowej formacji Lili Marlene, Grzesiek grał z rockowym Dust Blow, Tomek bębni między innymi w popowo-soulowym Coffee Break.
Od początku istnienia Neony poszły w stronę alternatywnego rocka z brytyjskimi korzeniami, zmieszanego z postpunkowymi brzmieniami i tanecznym indie popem. Dawid: - Gitary są u nas najważniejsze, inspiruje nas brudne brzmienie muzyki z Wysp Brytyjskich i rocka z lat 70.
Ale hasło ''brit pop'' nie oddaje charakteru ''Niewolników weekendu'': są tu zaskakujące kakofonie, jak te na początku ''Gorącego stycznia'', ostre, agresywne gitarowe ściany dźwięku (tytułowi ''Niewolnicy weekendu''), sugestywne akcenty w ''Imperium świateł'' czy rozbudowany rytm perkusji w ''Zero dwadzieścia dwa'', który za chwilę ustępuje prostemu tanecznemu beatowi.
W 2010 roku wygrali konkurs dla młodych zespołów w Jarocinie.
Sobota, godz. 17.00, Podcienia Centrum Kultury Katowice
Po raz pierwszy usłyszeliśmy ich w maju w klubie 50x50. Brzoska&Gawroński to spotkanie muzyki i poezji, nowy projekt poety Wojciecha Brzoski i DJ-a Dominika Gawrońskiego. Melorecytacje Brzoski współgrają z eksperymentalnymi brzmieniami Gawrońskiego.
Nie po raz pierwszy Brzoska łączy poezję z muzyką. Na dołączonej do pisma ''Lampa'' płycie ''NIE-takty'' czytał swoje wiersze z kilku tomików w rytm transowej muzyki Mosquito. - Skoro dobry poeta powinien mieć tzw. słuch językowy, dobrze by było, żeby miał również i muzyczny... A mówiąc poważnie - myślę, że tak jak nie wszystkie, nawet najlepsze wiersze sprawdzają się w konwencji melorecytacji, tak nie każdy, nawet świetny poeta, musi dobrze czuć się na scenie, przy mikrofonie - mówi Brzoska.
Teraz poeta współpracuje z katowickim DJ-em i producentem muzycznym. Przed dwoma laty wyszedł jego debiutancki album ''Cup of Coffee'', z którego utwory były nominowane do Nagród Polskich Melomanów 2009 m.in. w kategoriach ''utwór roku down-tempo'' i ''muzyka elektroniczna''.
Sobota, godz. 18.30, Podcienia Centrum Kultury Katowice
Znakomity projekt muzyczno-literacki oparty na muzyce improwizowanej i poezji Andrzeja Sosnowskiego, wybitnego znawcy twórczości Davida Bowie. Ideą zespołu jest zbliżenie wartości muzyki i tekstu poetyckiego, wzajemne przenikanie się rytmiki wiersza i muzyki. W 2007 roku grupa wydała nakładem Biura Literackiego multimedialną płytę ''Trackless''. Jej koncerty mają charakter jednorazowego wydarzenia, podróży dźwięków i towarzyszącego poetyckiego słowa.
Andrzej Sosnowski jest poetą i tłumaczem. Jego poezja, posługująca się wielowarstwową metaforyką, uważana jest powszechnie przez krytyków za unikalne zjawisko we współczesnej polskiej literaturze. Laureat nagród: im. Kazimiery Iłłakowiczówny (1992), Fundacji Kultury (1994 i 1999), Kościelskich (1997), ''Odry'' za całokształt twórczości (1998) oraz Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej ''Silesius'' (2008).
Sobota, godz. 20.00, Podcienia Centrum Kultury Katowice
Pablopavo dał się poznać jako jeden z nawijaczy w zespole Vavamuffin i kolektywie Zjednoczenie Sound System. Naprawdę nazywa się Paweł Sołtys i jest jednym z pionierów polskojęzycznego rapowania w jamajskim stylu. W 2009 r. wydał pierwszą solową płytę pod szyldem Pablopavo i Ludziki.
Jego muzyka jak na raggamuffin jest bardzo różnorodna. Podkłady nie ograniczają się tylko do elektronicznych bitów utrzymanych w pozytywnych karaibskich klimatach. Oferuje zarówno kompozycje skoczne i dynamiczne, jak i utwory bardziej stonowane, powolne i hipnotyzujące, przez co człowiek mimowolnie buja się na boki.
Pablopavo był nominowany do Paszportu ''Polityki'' za rok 2010.
Sobota, godz. 21.30, Podcienia Centrum Kultury Katowice
Czy trzeba ich przedstawiać? W końcu to jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich grup alternatywnych. Dzieje się tak za sprawą poety i wokalisty Marcina Świetlickiego.
Psychodeliczna maniera, znakomite teksty pozwoliły Świetlikom zyskać spore grono zaprzysięgłych fanów. Zespół ma w dorobku kilka płyt, m.in.: ''Cacy Cacy Fleischmaschine'', ''Perły przed wieprze'' czy nagraną z Bogusławem Lindą ''Las Putas Melancólicas''.
Legendą obrósł debiutancki występ zespołu w 1992 r. W Krakowie podczas spotkania poetów (byli tam m.in. Czesław Miłosz i Wisława Szymborska) zamiast melodeklamować swoje wiersze, w tle mając fortepianowe miniatury, zdecydował się na towarzystwo hałaśliwej gitarowej muzyki. Idealnie pasowały opowieści o wódce, samotności, profanowaniu sacrum. I profanowaniu profanum. Bo Świetlickiemu wszystko wolno.
Zdarzenie to nie okazało się jednorazową prowokacją. Zespół zaczął regularną działalność koncertową. Wkrótce ukazała się debiutancka płyta ''Ogród koncentracyjny''. Dominowała na niej gitarowa muzyka, szukająca swych korzeni w punk rocku i nowej fali. Płyta przyniosła takie utwory, jak ''Nieprzysiadalność'', ''Olifant'', ''Opluty'', ''Karol Kot'', które miały stać się najciekawszymi koncertowymi utworami w repertuarze grupy.
Zespół Świetlickiego odniósł - mierząc miarą muzyki niezależnej - niespodziewany sukces, choć Świetlicki miał pomysł tylko na jeden prowokacyjny wybryk (bo wiadomo, ilu ludzi czyta wiersze). W końcu w Polsce poezja kojarzy się z krainą łagodności, a nie drapieżnym, wiecznie niezadowolonym rockiem.
Niedziela, godz. 17.30, Podcienia Centrum Kultury Katowice
Kto nie zna piosenki ''Niebo do wynajęcia''? Jej autor i wykonawca, Robert Kasprzycki, jest autorem tekstów, kompozytorem, wokalistą, współzałożycielem kabaretu Zielone Szkiełko, przez który przewinęło się zacne grono kabareciarzy, m.in. Szymon Zychowicz i Grzegorz Halama. Zadebiutował w 1992 r. na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie, gdzie zdobył pierwszą nagrodę. W 1996 r. na festiwalu w Opolu zaprezentował swój największy do dziś przebój, wspomniane ''Niebo do wynajęcia''. Identycznie zatytułowana płyta ukazała się dwa lata później. Otrzymała nominację do nagrody Fryderyka. Kolejna płyta to ''Światopodgląd'' z udanymi piosenkami - tytułową oraz ''Vis-a-vis'' czy ''Naprawdę kocham deszcz''. W jego piosenkach odnaleźć można elementy flamenco, bossa novy, muzyki folk, jazzu i rocka.
Jego piosenki mają charakterystyczny nastrój, potrafią zaskakiwać. Dziś wokalista kojarzony jest ściśle z piosenką autorską i poezją. Nim jednak zaczął się tym zajmować,współpracował z rockowymi i folkowymi zespołami. Koncertował m.in. z grupą Carrantuohill, sięgającą do folku celtyckiego. Z grupą nagrał krążek ''Inis''. Pisał teksty dla Janusza Radka i wykonawców krakowskiej Piwnicy pod Baranami.
Niedziela, godz. 19.00, Podcienia Centrum Kultury Katowice
Jak najprościej określić Piotra Bukartyka? Zbyt rockowy jak na śpiewających poetów i zbyt poetycki jak na rockowe schematy. Bo nawet sam Bukartyk w żadnych granicach zamykać się nie chce.
Bukartyk para się wieloma zajęciami: jest nie tylko kompozytorem i wokalistą, ale i konferansjerem, radiowcem, a także... artystą kabaretowym. W żadnych granicach zamykać się nie chce. Debiutował na początku lat 80., biorąc udział w turniejach poezji śpiewanej. W swoim dorobku ma wygrane na niemal wszystkich festiwalach, w których liczą się teksty nagradzanych piosenek. Zasłynął przede wszystkim ze swoich satyr i parodii, którymi umiejętnie komentował otaczającą go rzeczywistość w porannej audycji Wojciecha Manna w radiowej ''Trójce''. Pisał teksty dla Mietka Szcześniaka, Stanisława Soyki i Krzysztofa Kiljańskiego.
Jak twierdzą recenzenci, jego teksty to wyrazowa chirurgia plastyczna, literackie krawiectwo na najwyższym poziomie. Za płytę ''Szampańskie wersety'' Bukartyk był nominowany do Fryderyka w kategorii... dance i techno. Na swoim albumie sparodiował najmodniejsze nurty, np. w numerze ''Prawo do orgazmu''.
Niedziela, godz. 20.30, Podcienia Centrum Kultury Katowice
Działają od 1999 roku i każdym swym wydawnictwem potwierdzają znakomitą klasę. To taki przypadek, gdy wierność muzycznym koncepcjom jednocześnie nie przeszkadza artystom w rozwoju i artystycznych poszukiwaniach ? przynosząc znakomite efekty. Już pierwsza płyta - ''Studio Pustki'' z 2001 r. - miała dobre recenzje, a promująca ją piosenka ''Patyczak'' zyskała status alternatywnego przeboju. Kolejny album - ''8 Ohm'' - był wielowątkowy, eklektyczny. Przy nagrywaniu go Pustki nawiązały współpracę z Barbarą Wrońską, utalentowaną wokalistką grającą także na skrzypcach i instrumentach klawiszowych. Na płycie ''Do mi no'' znalazły się takie przeboje, jak ''Telefon do przyjaciela'', ''Tchu mi brak'' czy ''Słabość chwilowa''.
Za najważniejsze dokonania grupy uważane są jej dwa ostatnie krążki. Pochodzący z 2008 r. ''Koniec kryzysu'' nominowano do Paszportu ''Polityki'' i Fryderyka, a radiowa ''Trójka'' uznała ten krążek za płytę roku. ''Kalambury'' z 2009 roku przyniosły zbiór piosenek napisanych do wierszy m.in.: Bolesława Leśmiana, Stanisława Wyspiańskiego, Juliana Tuwima, Władysława Broniewskiego. Za ich twórczą interpretację Pustki dostały Nagrodę Artystyczną Miasta Torunia im. Grzegorza Ciechowskiego.
Wszystkie komentarze