To moje pierwsze kino, do którego przychodziłem jako dziecko razem z rodzicami. Zaczęło działalność kilka lat po wojnie. Mieściło się na pierwszym piętrze budynku, w którym dziś jest siedziba TV Silesia. Oglądałem tu mnóstwo bajek, głównie rosyjskich, bo innych wtedy nie wyświetlano. Jedną pamiętam do dziś. Była to bajka o chłopcu, który miał przeszczepione płuca delfina, więc mógł pływać pod wodą i wynurzał się tylko na chwilę. Nie wiem, dlaczego tak dobrze zapamiętałem właśnie tę bajkę. Może dlatego, że sam do dziś bardzo lubię pływać! I podziwiam delfiny za to, że są mądrzejsze od ludzi. Oglądałem także westerny. I pierwsze arcydzieła filmowe, które wprawiały mnie, dorastającego chłopaka, w zachwyt. Pamiętam, że gdy obejrzałem "Króla Edypa" Pasoliniego, a miałem wtedy 16 lat, chodziłem po mieście jak pijany, przeżywając ów niezwykły film! Podobnie jak pozostałe filmy tego reżysera, które sprawiły, że pokochałem kino. Pewnie przez to, że tak często chodziłem do kina Elektron, miałem pewnej nocy proroczy sen - śniło mi się, że jestem na wysięgniku, wysoko pod niebem, i reżyseruję jakiś film. I to się po latach spełniło. Choć jako nastolatek chciałem zostać malarzem, a nie reżyserem.
Przeszłość, którą spędziłem w Katowicach jako dorastający chłopak, kojarzy mi się jako czarno-biały film. Ludzie i otaczająca mnie rzeczywistość tak właśnie wyglądała, taka była. Wiadomo było, kto jest dobry, a kto zły. Filmy też były czarno-białe. Nie było koloru. Dlatego mój film "Wojaczek", mimo że czarno-biały, jest dla mnie w "pełnym kolorze"!
O dziwo - czasy wcześniejsze, czyli moje dzieciństwo, jawią mi się zupełnie inaczej. Zabawy z kolegami na wspomnianych "Alpach", wizyty z rodzicami w centrum miasta, życie ulicy - furmanki z węglem jadące po drodze, babcie ubrane w śląskie stroje - wszystko to było dla mnie kolorowe i barwne. Gdy tworzyłem "Angelusa", to przyjąłem taką właśnie perspektywę - bardzo intensywnie nasycony kolorami film.
Wszystkie komentarze