Indira Gandhi. Uśmiech, szybko, szybko
Sława prof. Ariadny Gierek rośnie. Jest zapraszana na zjazdy, odczyty, konferencje. Jeździ w delegacje zagraniczne, na które czasami teść zaprasza swoje synowe. Ludzie w PRL-u za takie wyjazdy daliby się pozabijać. A ona? - Trudno się było cieszyć z tych podróży i zaliczać je do udanych - mówi. - Przede wszystkim były bardzo krótkie. Weźmy Indie. Jedna noc w Agrze, żeby zobaczyć Tadż Mahal, dwie noce w Nowym Delhi. Zero luzu, wszędzie na sztywno, oficjalnie. Trzeba się pilnować, by nie wywołać skandalu. Czułam się jak pacynka. Podjeżdżał bus, trzeba było wsiąść, przewodnik coś opowiadał, kazał wysiadać, to się wysiadało. Uściski dłoni, składanie kwiatów, żadnych kontaktów z miejscowymi, kolejny przystanek. Zdjęcie z Indirą Gandhi. Uśmiech, szybko, szybko. O sklepach mogłam zapomnieć.
Lądowanie w Teheranie. I znów oficjalne uroczystości, szach uprzejmy, pokazuje skarbiec. Uprosiłam teścia, żeby pozwolił wyjść na miasto, zobaczyć, jak ludzie żyją. Dostałyśmy z siostrą samochód, ochronę, trochę kieszonkowego i trzy godziny. Zdążyłyśmy wejść do kilku sklepów ze złotem. Teheran jest pięknym miastem. Kupiłam tam elegancką bransoletkę, którą do tej pory noszę.
Wszystkie komentarze