Czy sushi to tylko surowa ryba? Czy koniecznie trzeba jeść je pałeczkami? Krótką instrukcję obsługi japońskiego przysmaku przedstawia Rafał Gołombek, sushi master z restauracji Midori Sushi.
Wbrew pozorom wszystko zaczęło się w Chinach, i to z czystego pragmatyzmu. Około dwóch tysięcy lat temu, w świecie bez chłodni i lodówek, połączenie marynowanego ryżu i ryb, a nawet wieprzowiny było świetnym sposobem konserwacji jedzenia. Co ciekawe, w tych czasach danie gotowe było po odrzuceniu zasolonego ryżu. Z czasem ta niezwykła potrawa drogą morską przedostała się do Japonii. I to ona stała się ojczyzną takiego sushi, jakie znany do dzisiaj. Bo to właśnie tutaj do przygotowywania egzotycznych zawiniątek zaczęto używać octu ryżowego, a także warzyw i owoców morza. Mimo to, ówczesne sushi kształtem nadal nie przypominało obecnego - to ukształtowało się na wyspie dopiero w XIX wieku.
Jeśli pierwszy raz wybieramy się do japońskiej restauracji i nie jesteśmy specjalnie przekonani do jedzenia surowych ryb, dobrym rozwiązaniem będą grillowane składniki. - Warto spróbować tego, co już znamy. Na przykład łososia albo krewetek w tempurze. Wtedy rozbudzimy w sobie chęć spróbowania kolejnych przysmaków. Kolejnym krokiem będzie już zamówienie maka z odrobiną surowej ryby - wyjaśnia Rafał Gołombek z Midori Sushi przy ul. Panewnickiej w Katowicach, serwującego jedzenie głównie na wynos.
A do wyboru jest tu niezwykle szeroki wachlarz potraw. Począwszy od łososia, przez węgorza, kończąc na tuńczyku i rybie maślanej. Częstym gościem maka, czyli zawiniątka, są też kalmary, paluszki surimi, ośmiornice, ale też mango, awokado, żółta rzepa i dynia. Jednak nie każde sushi musi mieć w sobie kilka składników, nie każde musi być też zawinięte w algowy pergamin (sushi maki). Istnieją też takie jednoskładnikowe (hosomaki), a jedną z najstarszych japońskich specjałów jest nigiri, czyli ręcznie lepiona kuleczka ryżu, na której kładzie się plasterek ryby albo owoce morza. W dobrych restauracjach znajdziecie też gunkanmaki (ryżowe kulki obtoczone pociętymi glonami), a także temaki - ręcznie zawijane rożki bez użycia makisu (bambusowej maty).
Dla nieopierzonego amatora japońskich przysmaków problemem może być też samo jedzenie. Jeśli nie potrafimy posługiwać się pałeczkami, nic straconego. Faux pas nie popełnimy, jeśli ryżowe zawiniątko do ust włożymy chociażby rękoma. Mimo że sushi na dobre zagościło już na europejskich stołach, nietaktem będzie jedzenie go sztućcami. Warto pamiętać o dodatkach, które dostajemy do zestawu - sosie sojowym i imbirze. Pierwszym krokiem będzie zawsze zamoczenie porcji stroną ryby w sosie wylanym na talerzyk, a następnie włożenie całego kawałka do ust. Po przełknięciu warto skosztować odrobiny imbiru. Na nasze kubki smakowe zadziała tak, jak ziarna kawy w perfumerii - odświeży nasze kubki smakowe.
Wszystkie komentarze