W tym sezonie śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego trzeba było wzywać w Beskidy już wiele razy. Goprowcy przypomnieli, że pierwsza taka akcja miała miejsce równo 58 lat temu.
19-letni bielszczanin Sebastian wybrał się w poniedziałek rano na wycieczkę w góry. Kilka godzin później zadzwonił do taty z informacją, że zszedł ze szlaku i zabłądził. Bliscy chłopaka zaalarmowali służby ratunkowe.
Kobieta z małym dzieckiem wybrała się na wycieczkę w rejonie Wielkiej Raczy w Beskidach. Gdy opadła z sił, a warunki uległy znacznemu pogorszeniu, wezwała pomoc.
Goprowcy z Beskidów musieli zorganizować kolejną akcję poszukiwawczą. Tym razem uratowali narciarza, który zgubił się w rejonie Małego Skrzycznego.
Ratownicy GOPR musieli zwieźć na saniach psa, który zasłabł na szlaku. Gdyby nie ich pomoc, zwierzę prawdopodobnie by już nie żyło. To nie pierwsza taka sytuacja w Beskidach. Ratownicy apelują o bardziej przemyślany dobór towarzyszy górskich wypraw.
Dwóch skiturowców poprosiło GOPR o pomoc. Podczas wspólnej wycieczki ich pies zasłabł na szlaku i konieczna była pomoc w przetransportowaniu zwierzaka na dół.
Ratownicy Grupy Beskidzkiej GOPR pomogli dwóm turystom, którzy nie mogli o własnych siłach zejść z Babiej Góry.
Babia Góra jest lekceważona przez turystów, bo to szczyt beskidzki, a nie Tatry. W tych górach ludziom brakuje pokory, zapominają, że Beskidy choćby ze względu na zmienność pogody także bywają bardzo groźne. Przekonały się o tym turystki, które w miniony weekend wybrały się na Babią Górę.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.