Sanatorium w Goczałkowicach-Zdroju zostało przekształcone w izolatorium dzięki współpracy wojewody śląskiego i marszałka województwa śląskiego z Narodowym Funduszem Zdrowia.
Alina Kucharzewska, rzecznika wojewody śląskiego, wyjaśnia, że do izolatorium będą kierowane osoby zakażone koronawirusem, które nie są na tyle chore, by leczyć się w szpitalu, ale nie mogą też być w domu, bo mieszkają np. z osobami starszymi albo schorowanymi, które są w grupie ryzyka.
Osoby, które znajdą się w izolatorium, mają zakaz wychodzenia ze swojego pokoju. Jednak wszystko, co potrzebne, będą miały na miejscu, każdy pokój jest wyposażony w łazienkę.
– Obiekt jest monitorowany. Zakaz wychodzenia z pokoju będzie ściśle przestrzegany, a wszelkie próby łamania regulaminu będą surowo karane – zastrzega Alina Kucharzewska. Wyjaśnia, że do osób, które nie będą się stosować do przepisów, może być wezwana policja, która ma prawo do wystawiania mandatów.
Na razie w izolatorium przebywają trzy osoby. Zakażeni dostają trzy razy dziennie posiłki. Są one zostawiane przez pracowników obsługi pod drzwiami pokoju. Stan zdrowia izolowanych osób kontrolują każdego dnia lekarze oraz pielęgniarki.
W izolatorium jest 116 miejsc. - W razie potrzeby możemy zwiększyć liczbę miejsc o kilkadziesiąt - zapewnia Alina Kucharzewska.
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
coś ci ciężko idzie z myśleniem (niech zgadnę, podstawówka?) Tu nie chodzi o to, że są ograniczenia. Chodzi o to, że są one niekonstytucyjne (o ile rozumiesz to słowo). A wystarczyłoby ogłosić stan klęski żywiołowej i nikt nie miałby pretensji.