Ul. Buchenwaldczyków – popularne Buchen – znajduje się w centrum Zabrza. Przy tej ulicy żyje romska społeczność. Pierwsi Romowie zaczęli zasiedlać miejscowe pustostany w latach 70. Jedna rodzina, druga, za nimi następne. Dziś zajmują całą dzielnicę. Raczej nie szukają już innych miejsc do życia. Razem bezpieczniej. Na Buchen znane klimaty na Górnym Śląsku: „Witamy w krainie, w której obcy ginie”. Sypiące się ceglaste kamienice, oczy śledzące przechodniów zza firanek.
Właśnie tutaj od 10 lat działa drużyna piłkarska FC Roma. Przewinęło się przez nią wielu romskich chłopaków. Niektórzy dorośli, inni dopiero zaczynają grę. Dziś gra w niej 30 Romów w starszej i młodszej grupie wiekowej. Muszę ich poznać. Skąd u nich zamiłowanie do futbolu?
– My to mamy w genach, proszę pana. Od młodych lat tak mamy. U nas każdy utalentowany – uśmiecha się 18-letni Jeremi i obserwuje mnie spod przymrużonych powiek.
– Na ataku gram. U nas dobrych chłopaczków jest może z 15 – dodaje 16-letni Sewcio.
– A ja mogę grać wszędzie. Gdzie mnie trener postawi, tam będę grał. Chciałbym kiedyś grać w prawdziwym klubie. Ale nie gram. Tylko tutaj. Myślę, żeby gdzieś zacząć, ale czy to się uda, to nie wiem – wzrusza ramionami 15-letni Eliasz.
Wchodzę z nimi na boisko. Trenujemy na sali gimnastycznej podstawówki, Romowie ją wynajmują. Rozgrzewka. Stajemy w kółku i podajemy do siebie piłkę tak, żeby nie spadła na ziemię. Potem gram z nimi mecz. Skubańcy, wszyscy są dobrzy technicznie, mają charakterystyczne kopnięcie z krótkiej nogi i odpowiedni balans ciałem. Cieszą się bieganiem za piłką. Niektórzy podbijają ją w ekwilibrystyczny sposób. Mówią, że kochają futbol. To tak jak ja!
Trenerem chłopaków jest Mateusz Pilarski, 27-letni Rom, który ma za sobą piłkarską przeszłość. Grał na pomocy w juniorskich drużynach Górnika, potem w Gazobudowie Zabrze. Dziś nikt nie powiedziałby, że kiedyś był piłkarzem. Poświęcił się kulturystyce, jest potężnie zbudowany („Kiedy byłem nastolatkiem, ważyłem 50-60 kilo, teraz mam 102”). Budzi respekt, na rękach tatuaże. Wygląd może mylić: czuję w nim… społecznika.
– Kiedy jeszcze grałem, to rywalizowaliśmy dzielnica na dzielnicę, czasem o skrzynkę piwa. Potem w Zabrzu była podwórkowa liga piłkarska i grałem z Polakami. Dziś już jej nie ma. Poprzednio naszą drużynę prowadził mój wujek Józef Koperski. Przejąłem to po nim. To grupa mieszana, są starsi i młodsi. Uważam, że to pomaga młodszym, nabierają doświadczenia. Jako trener nie mam problemów z dyscypliną. U nas młody musi słuchać starszego, to jest święte. Szanują mnie, bać to się mnie chyba nie boją, przecież nikogo nie biję – uśmiecha się Mateusz.
– Starszyzny trzeba się słuchać, nie ma innej opcji. Takich jak nasz trener Mateusz też się trzeba słuchać, ale przy nim czasem można powiedzieć coś swojego. Za to ci mali, co przychodzą na treningi, muszą słuchać nas – wyjaśnia Sewcio.
– Nie ma kłótni. Zawsze młodsza osoba słucha się starszej. A starsza zazwyczaj pomaga młodszej, zazwyczaj musi tak być – dodaje Jeremi.
Czym młodzi Romowie mogą się tu zająć? Jak mogą spędzić wolny czas poza szkołą? – pytam Pilarskiego.
– Hmm… Są świetlice integracyjne, ale głównie jest… ulica. To na niej spędzają prawie cały czas – odpowiada Mateusz.
– Oni dobrze wiedzą, kiedy są treningi: w poniedziałki, piątki i co drugą niedzielę. Przychodzą pół godziny wcześniej, siedzą na barierkach przed szkołą i nie mogą się doczekać. Czekają na mnie, ja wchodzę pierwszy – dodaje Pilarski.
Pytam, czy dziewczyny uczestniczą w treningach. Jeremi patrzy na mnie jak na wariata. – Chyba, że wodę podawać – odpowiada.
Jeremi jest napakowany, Sewcio też lubi kulturystykę. – Ćwiczę już półtora roku. Kiedy byłem chudszy, to kochałem piłkę. Grałem w Górniku, Promotorze Zabrze, Stali Zabrze. Grałem tam po rok lub po dwa. Ale się skończyło – przyznaje Jeremi.
Pytam go o plany na przyszłość.
– Jak sobie wyobrażam moje życie? Chcę się ustatkować: praca, dom, no i żona. Żeby żyć, jak Pan Bóg przykazał. Poznałem już fajną dziewczynę. Ona ogląda niekiedy piłkę – uśmiecha się Jeremi.
– Gracie tylko między sobą, tylko tutaj? – pytam.
– A skąd! Gramy też z Polakami, czasem Romowie na Polaków, czasem mieszane składy. Czasami gramy na „Szóstce” [przy SP nr 6 – przyp. aut.] i na Pstrowskim, koło fontanny, przy pomniku. Jest plac zabaw i miejsce do gry – odpowiada.
Pytam o tatuaże, wielu Romów je ma. – To zależy od rodziców. Jeśli rodzic pozwoli – nie ma problemu. Ale mnie rodzice jeszcze nie pozwalają. Choć… właściwie się nie pytałem. Może jakbym spytał, to by pozwolili. Ja nie mam takiej potrzeby! – zapewnia Jeremi.
– Codziennie gramy, nie ma dnia, żebyśmy nie grali. W różnych miejscach, choćby koło Biedronki. Chciałbym kiedyś grać w klubie. Ale nie gram. Tylko tak, dla zabawy. Myślę, żeby gdzieś zacząć, ale czy to się uda, to nie wiem. Kocham się kiwać, lubię podbijać piłkę, ale nie wiem ile, nie liczę. Stówa bez problemu. Naprawdę chciałbym zostać piłkarzem. A tak oprócz tego także… mechanikiem samochodowym – opowiada Eliasz. Jest nieśmiały, szczupluteńki, wręcz smukły. Z kulturystyką nie ma nic wspólnego, ale na boisku to prawdziwy szatan.
Ciekawe, że wszyscy chłopcy kibicują… Realowi. – Cristiano Ronaldo ostatnio odszedł do Juventusu. Ale on już długo nie pogra, zdaje mi się. Strzeli tam parę bramek dla kasy i skończy – wydyma wargi Jeremi. – Świetna drużyna, świetna drużyna… – wzdycha Eliasz.
Sewcio: – Lubię Górnika Zabrze, ale na jego mecze nie chodzę. Bo jest, proszę pana, taki problem… Czasem trochę rasizm jest, nie pozwala na to. Można usłyszeć: „Ty cyganie, ty czarnuchu”. W telewizji oglądamy. W klasie koleżanki chodzą na mecze Górnika. Ja nie, bo nie wiem, czy cały z tego bym wrócił. A to przecież mały kawałek stąd…
Mateusz Pilarski: – Mam okna na stadion, ale nie chodzę na mecze. Dwa razy w życiu byłem, jak byłem chłopcem do podawania piłek. Ale potem już nie. Wielu odradza miejsca, gdzie siedzi Torcida, tam jest groźnie. Ale muszę przyznać, że atmosferę na stadionie podczas meczów znajomi teraz chwalą.
Dziś ze społeczności romskiej w Górniku nie gra nikt.
W ostatnich dniach wakacji najstarsi zawodnicy FC Roma pojechali do czeskiego Decina w Republice Czeskiej. To miejscowość w Sudetach, tuż przy granicy z Niemcami. Po II wojnie światowej w te okolice przesiedlano wielu Romów ze wschodu Czechosłowacji, z Rumunii, Węgier.
– Dowiedzieliśmy się, że działa tam romski klub o takiej samej jak nasza nazwie. Napisaliśmy do nich i spytaliśmy, czy możemy przyjechać rozegrać mecz. Odpisali, że jak najbardziej – opowiada Mateusz.
Drużyna z Decina jest znana w całych Czechach dzięki filmowi dokumentalnemu sprzed dwóch lat. Czeska Roma grała w niskiej tamtejszej lidze i pięła się w górę tabeli dzięki walkowerom. Inne drużyny nie chciały z nią grać, a jak ktoś już zagrał, z trybun słychać było nienawistne okrzyki. Ale okrzepli.
Zabrzanie pod koniec sierpnia zagrali tam z juniorami romskiej drużyny o tej samej nazwie. Na trybunach zasiadło kilkudziesięciu czeskich i romskich kibiców. – Liczyliśmy co prawda, że zagramy z grupą starszą, ich drużyna seniorów gra w niskiej czeskiej lidze. Może uda się w rewanżu? – zastanawia się Mateusz.
Romowie z Zabrza wygrali 8:3, potem się integrowali. Rejs łódką pomiędzy pionowymi i wysokimi na 150 m skalnymi ścianami w Wąwozie Edwarda dostarczył wielu emocji. Czesi mają przyjechać na rewanż w przyszłym roku.
– Dla mnie w całym tym przedsięwzięciu chodzi o próbę zmiany stereotypów dotyczących mniejszości romskiej. Przecież Romowie ciągle są narażeni na wykluczenie społeczne. Chodzi o to, żeby chcieli robić coś sami, a nie to, co im się narzuca. Wydaje mi się, że w tym przypadku tak właśnie jest. Może w przyszłości uda się sprawić, że nabyte umiejętności pomogą im znaleźć miejsce – mówi Piotr Paczulla z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Zabrzu, który koordynuje realizację projektu „Drużyna piłkarska FC Roma”.
Mateusz Pilarski: – Myślę, że nie ma większych problemów integracyjnych, choć wszędzie są ludzie i ludziska. Decyduje nie nacja, ale charakter człowieka. Niektórym nie idzie wybić z głowy, że Cygan jest zawsze od złego. My o sobie między sobą nigdy nie mówimy „Cyganie”. Mój znajomy ładnie wytłumaczył, na czym polega różnica. Jest Cygan i Rom. Rom jest porządny: pracuje, handluje, coś robi dla siebie i dla dzielnicy. A Cygana obchodzi on sam i niczym się nie przejmuje.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze