Ostrzyliśmy sobie zęby na finałową rywalizację śląskich drużyn, ale na lodzie okazało się, że GKS Tychy dominuje jednak wyraźnie. Dwukrotny mistrz Polski na własnym lodowisku potraktował GieKSę jak niesfornego uczniaka. W dwóch meczach zespół z Katowic nie strzelił nawet gola (0:5 i 0:6). W małym Spodku miało być inaczej i rzeczywiście w niedzielę GieKSa wreszcie się postawiła, ale jednak doświadczenie i bardziej wyrównany skład przesądziły o wygranej faworyta z Tychów (4:3).
GKS z piwnego miasta stanął więc w poniedziałek przed szansą na ekspresowe zakończenie finałowej serii wynikiem 4:0. Taka sytuacja miała dotąd miejsce w historii rywalizacji o hokejowe mistrzostwo Polski tylko dwa razy – dominowała tak Unia Oświęcim i GKS Tychy, który w 2005 roku zlał w takich rozmiarach właśnie Unię.
Komplet kibiców zgromadzony na trybunach w Katowicach wierzył jednak, że GieKSa odwróci losy rywalizacji. Na polskich lodowiskach zdarzało się już, że zespół doprowadzał w play-off do remisu od stanu 0:3, ale jednak nigdy nikt nie postawił kropki nad „i” w postaci czwartej wygranej z rzędu.
Niezłomnego ducha było czuć w Katowicach już przed pierwszym wznowieniem. Pomogła miła i podniosła uroczystość. GieKSa otworzyła bowiem „Galerię Sław”. Na ścianie lodowiska zawisło sześć flag z nazwiskami najbardziej utytułowanych zawodników w historii GKS-u. Uhonorowani zostali hokeiści, którzy dla Katowic wielokrotnie zdobywali tytuł mistrzów Polski: Andrzej Fonfara, Janusz Świerc, Maksymilian Lebek, Henryk Reguła, Sylwester Wilczek. – W nawiązaniu do tradycji wróciliśmy do czasów, gdy Śląsk żył hokejem. Mamy w Katowicach silną sekcję w barwach GKS-u, doskonałą infrastrukturę oraz regularnie jesteśmy gospodarzem hokejowych wydarzeń. Pamiętamy jednak o tradycjach i historii, którą tworzyli wspaniali ludzie – teraz możemy ich docenić w „Galerii Sław” – mówił Marcin Krupa, prezydent Katowic.
Pod okiem dawnych mistrzów mecz lepiej zaczęli gospodarze. Po wygranym wznowieniu w środkowej tercji pod bramkę GKS-u Tychy przedarł się Dawid Majoch i mocnym strzałem pod poprzeczkę wyprowadził swój zespół na prowadzenie.
W poniedziałek było podobnie, ale wtedy zespół z Tychów stać było na skuteczną ripostę. W rewanżu jednak GKS Katowice szybko poszedł za ciosem i podwyższył prowadzenie. Precyzją godną chirurga błysnął wtedy Tomasz Malasiński, który musnął wstrzelony przed bramkę krążek z takim wyczuciem, że ten wsunął się do bramki obok zaskoczonego bramkarza. Dobrą grę miejscowych nakręcali kibice, którzy nawet na chwilę nie ustawali w dopingu.
W drugiej tercji gospodarze ani myśleli zwolnić i dołożyli dwa kolejne gole. Tyszanie trafili do siatki dopiero przy prowadzaniu GieKSy 4:0. Emocji nie brakowało do końca, ale gospodarze byli za mocni, żeby stracić kontrolę nad meczem. W czwartek kolejne starcie – tym razem w Tychach. Początek spotkania o godzinie 18.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze