Dystans 12,5 km Żuk pokonała szybciej od większości rywalek o ponad dwie minuty. W takiej formie zawodniczka będzie faworytką kolejnych dwóch konkurencji, a więc sprintu i biegu na dochodzenie, które rozegrane zostaną w sobotę i niedzielę.
– Jestem w ogromnym szoku. Wciąż jeszcze do mnie nie dociera to co się stało. W czasie biegu jedyną informację o miejscu dostałam na drugim okrążeniu. Dowiedziałam się, że jestem w czołowej dziesiątce i mam dalej wykonywać swoją robotę. Później trenerzy chyba przemyśleli sprawę i stwierdzili, że lepiej będzie już nic mi nie mówić. Sama wiedziałam, że muszę przypilnować strzelania, bo w biegu indywidualnym nawet dwie minuty kary to może być już za dużo – mówi.
– Czuję się w Otepaa bardzo dobrze. To, że nie przestawialiśmy się do końca na czas koreański spowodowało, że po powrocie nie miałam większego problemu ze zmęczeniem. Owszem nogi po tej trwającej 35 godzin podróży do Estonii trochę dokuczają, ale jak widać nie na tyle, żeby przeszkodzić w skutecznej walce. Jeszcze na pierwszym treningu w Otepaa przy temperaturze minus 10 stopni Celsjusza czułam się naprawdę fajnie. To co się wydarzyło później to już nie dla mnie. Podczas sztafety przy prawie minus 20 stopniach Celsjusza nie byłam w stanie pokazać nawet 50 procent swoich możliwości. Sparaliżował mnie mróz. Nie mogłam się rozgrzać, zmusić do wysiłku, że już nie wspomnę o samym strzelaniu. Modliłam się, żeby warunki się poprawiły, bo przy takim mrozie w biegu indywidualnym będzie mi ciężko. Na szczęście temperatura się podniosła – wspomina.
– Na pewno po takim zwycięstwie będę uważana za faworytkę w kolejnych startach. Sama na siebie nałożę trochę większe oczekiwania. Wiem jednak, że będzie ciężko. Trzeba będzie znów wyłączyć myślenie o wyniku i skupić się na najprostszych rzeczach, a powinno być dobrze – kończy.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze