W weekend rozpoczęły się w Wiśle Letnie Grand Prix w skokach narciarskich 2017. To już 24. edycja, która zakończy się 3 października w Klingenthal. Zaplanowanych zostało 10 konkursów, w tym 9 indywidualnych oraz jeden drużynowy mężczyzn, który odbył się właśnie w Wiśle. Zwyciężyli Polacy, którzy oczywiście mieli w składzie Piotra Żyłę. Teraz sezon nabierze rozpędu.
Paweł Przybyła: Wreszcie się zaczyna.
Piotr Żyła: – No tak.
Bardzo czekaliście na początek letniego skakania?
– Robiliśmy swoje, a czasu się nie przyspieszy.
Te wasze wczasy są, można powiedzieć, mało regularne. Zgodzi się pan?
– Średnio mieliśmy raczej wczasy, he-he-he.
To co robiliście?
– Ostro pracowaliśmy.
To będzie już pana 12. sezon w seniorskich skokach narciarskich. Po tylu latach patrzy pan na skoki z innej, dojrzalszej perspektywy?
– Nie do końca te wszystkie sezony były pełne. Na początku więcej startowałem w Pucharze Kontynentalnym, więc w Pucharze Świata będzie to może piąty, szósty pełny sezon.
Perspektywa się zmienia, człowiek jest bardziej obyty w tych skokach, oddaje ich dużo więcej. To chyba pomaga, tak mi się wydaje.
Kiedy człowiek jest już tak doświadczony, nie włącza mu się trochę więcej zdrowego rozsądku, rozwagi? Skoki narciarskie to jest jednak sport mocno ekstremalny.
– Tak? He-he-he.
Tak mówią.
– To jest tak, że każdy z nas jest uzależniony od adrenaliny. To trzeba lubić. Ja to lubię i mi tam nie sprawia wielkiego problemu, że wychodzę na górę i skaczę. Nie ma takich sytuacji, że nagle zacząłbym się bać, czy coś takiego...
Jakbym się bał, tobym nie skakał. My to lubimy, szczególnie przy zawodach, kiedy jest taki dodatkowy dreszczyk emocji.
Ekstremalne sytuacje nie odstraszają? Chodzi mi o sytuacje choćby po upadku, kiedy człowiek się z tego wszystkiego wykaraska, ale zostaje taka świadomość, że mógł przecież zginąć.
– Kiedy się było młodszym zawodnikiem i ciągle się czegoś nowego próbowało, to upadki zdarzały się bardzo często. Teraz jednak to już rzadkość. Nie pamiętam, kiedy się ostatni raz wywaliłem. Z drugiej strony, gdyby człowiek cały czas miał się martwić o własne życie, toby z domu nie wychodził, a i tak by w tym domu umarł.
Macie jakiś sposób reakcji na niebezpieczne sytuacje podczas lotu?
– Nie, to wszystko się za szybko dzieje. Człowiek reaguje automatycznie, robi jakiś przekręt z jednej strony na drugą, napina mięśnie, albo kontruje, żeby złapać pion. Tam nie ma czasu na myślenie.
Weźmy jazdę samochodem. Jakiś czas temu miałem stłuczkę z... płotem. Wydawało mi się, że wszystko działo się bardzo wolno, ale i tak nie byłem w stanie nic zrobić. Auto, zamiast skręcić, pojechało mi prosto, na lodzie. Miałem świadomość ile mam czasu na reakcję, ale to nic nie dało. A w skokach wszystko dzieje się szybciej.
Siadając na belce czuje pan, że odda dobry albo zły skok?
– Tak, jest coś takiego. Przed zawodami już czuje się czy forma jest dobra. Jeżeli ma się pewność siebie, wie się, że się zrobi coś dobrego tego dnia, to z reguły wychodzi. Ale nie można o tym myśleć, trzeba robić swoje. Nie ma co się przejmować, zastanawiać się czy skoczę dobrze albo źle. Jak skoczysz to się okaże na dole, jak już narty ściągniesz, he-he-he....
Pompowanie balonika przed zawodami w Wiśle i Zakopanem wam pomaga?
– My staramy się wtedy wyłączyć od tego wszystkiego. Nie zawsze da się w stu procentach, ale trzeba się starać. Czasem można się przemotywować... Ale czujemy taką dodatkową energię, kiedy skaczemy na skoczniach w Polsce. Wszystko trzeba wykorzystać pozytywnie.
Jak można wykorzystać taką dobrą energię w skokach narciarskich? Na progu?
– Na progu to już za późno. Tak naprawdę wszystko zaczyna się od ruszenia z belki i jak tam się coś spieprzy, to już potem wszystko idzie spieprzone.
Lubi pan skakać w lecie?
– Lubię w ogóle skakać. Niezależnie od pory roku.
A jakie są różnice pomiędzy skakaniem w lecie i zimie?
– W lecie nie ma śniegu, a w zimie jest, he-he-he....
Tylko tyle?
– Śnieg to jest podstawowa różnica, reszta jest bardzo podobna. W lecie jest zawsze ta sama porcelana, ten sam igelit, a w zimie śnieg może być mokry, albo suchy.
Jakie są wasze plany na ten sezon?
– Robimy swoje, przygotowujemy się do sezonu, aby wszystko było jak najlepiej. O plany trzeba pytać trenera. My możemy dać walkę i zaangażowanie, a trenerzy mogą snuć plany.
Skoki narciarskie to sport indywidualny, ale po was widać, że drużyna bardzo dużo wam daje. Zgodzi się pan?
– Oczywiście. Można powiedzieć, że skoki narciarskie to sport bardzo indywidualny, ale drużyna tak samo jest ważna. Jesteśmy silni w zawodach drużynowych, bo mamy ten „team spirit” i każdy z nas ma świadomość, że jak kolega coś zepsuje, to drugi pociągnie. Jeden za drugiego trzyma kciuki i podpowiada.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze