Pracodawcom coraz trudniej dziś znaleźć kompetentnych fachowców w różnych dziedzinach. Władze Tychów wspierają lokalne firmy, które borykają się z tym problemem, tworząc w mieście klasy branżowe. Ich uczniowie w przyszłości będą mogli zasilić szeregi m.in. tyskiego zakładu Opla.

Coraz więcej samorządów zaczyna sobie zdawać sprawę z tego, jak ważne jest wspieranie szkolnictwa zawodowego. Absolwenci tego typu placówek są dziś dla pracodawców na wagę złota. Tzw. klasy branżowe jak grzyby po deszczu wyrastają m.in. w Tychach. – Zaspokojenie wszystkich potrzeb kadrowych firm działających w naszym mieście staje się coraz bardziej problematyczne, dlatego wychodzimy z inicjatywą kształcenia branżowego młodzieży już na etapie szkoły zawodowej – mówi Maciej Gramatyka, wiceprezydent Tychów.

Opel przekazał szkołom silniki

We wrześniu 2018 roku w Tychach otwarto trzy klasy patronackie firmy Opel Manufacturing Poland (w technikach w Zespole Szkół nr 4, Zespole Szkół nr 5 i Zespole Szkół nr 6). Do programu pod nazwą „Trafny wybór – czas na zawody techniczne” zgłosiło się 47 uczniów. Opel przekazał szkołom silniki oraz zestawy narzędzi, które będą służyły młodzieży jako pomoce dydaktyczno-naukowe. Firma zobowiązała się także do ufundowania stypendiów dla najlepszych uczniów klas patronackich.

– Wiążemy z tym projektem duże nadzieje. Otwiera on uczniom, a także nauczycielom dostęp do nowoczesnych narzędzi pracy i technologii, stwarza możliwość realnego uczestnictwa w procesach produkcyjnych oraz poznawania organizacji i zasad funkcjonowania współczesnego przedsiębiorstwa – mówi Zygmunt Marczuk, dyrektor Technikum w Zespole Szkół nr 4 w Tychach.

Zależy nam na kompetentnych pracownikach

Jacek Cebula, dyrektor operacyjny zakładu Opla w Tychach, podkreśla zaś, że głównym celem programu jest odpowiednie przygotowanie młodych ludzi do zawodu w branży, w której niezwykle trudno dziś o dobrych fachowców.

– Zależy nam na kompetentnych pracownikach. Dlatego zdecydowaliśmy się razem z miastem i KSSE współpracować w projekcie tworzenia klas branżowych, w których uczniowie zdobędą wiedzę i kwalifikacje do pracy w zawodach technicznych – przyznaje Jacek Cebula.

Firmy zyskują dobrych fachowców

Klasy branżowe działają dziś w pięciu tyskich szkołach. Oprócz zawodu mechanika samochodowego młodzież uczy się też fachu m.in. elektryka, piekarza czy kucharza. – Ponieważ ci uczniowie posiadają wiedzę teoretyczną i – co ważniejsze – praktyczną, będą w pełni przygotowani do wejścia na rynek pracy. Firmom zależy na kompetentnych pracownikach, a dzięki takiemu modelowi kształcenia zyskują one dobrych fachowców. Korzyści są obopólne, dlatego tak chętnie wspieramy tworzenie klas branżowych w szkołach – dodaje Maciej Gramatyka.

Marcin Ręczmin poleca
Czytaj teraz
Więcej
    Komentarze
    Szkoły branżowe, to szkoła bezrobocia z odroczonym wyrokiem. Piekarza czy kucharza, to można wyszkolić bez kończenia "specjalistycznych" szkół. W postępującej automatyzacji jak długo ten piekarz będzie mieć pracę? 10 lat? Później zastąpi go maszyna, która stworzy mieszankę i sama ją wypiecze.
    Szanse na sukces mają jedynie cukiernicy z powołaniem, gdzie desery graniczą już z dziełami sztuki. Takich jednak umiejętności w branżówce nie ma.
    To samo wszelakiej maści mechanicy. Za 20 lat aktualne szroty skończą na złomowiskach. Samochody będą napchane elektroniką. Gdzie taki "branżowiec" ogarnie tematykę oprogramowania auta?
    Uczniowie po branżówce na wagę złota. I co? Po takiej szkole będą operatorami, ludźmi którzy mają stanowiska tak zbudowane, by wyeliminować myślenie i ewentualne błędy (poka yoke, elektroniczne kontrole na każdym etapie). Na te stanowiska biorą aktualnie każdego, bez patrzenia na szkołę. Za najniższa krajową. Bo prawdziwi specjaliści od wprowadzania procesu mają co najmniej tytuł inżyniera.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Kiedyś, w moich czasach, jak byłem młody i piękny, na Śląsku obowiązywał taki model edukacji.
    Zawodowka, technikum, politechnika.
    Niestety bardzo mądrzy ludzie wymysleli, że najważniejsze jest liceum i byle jakie studia.
    Skutki znamy.
    Mamy miliony magistrów od wszystkiego i niczego.
    @andrzejg52
    I statystycznie Ci magistrzy "od wszystkiego i niczego" całkiem dobrze radzą sobie na rynku pracy, w czasie gdy po zawodówkach są beneficjentami wszelkich zapomóg.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0