To były najciekawsze otwarcia roku. Nie wszystkim knajpkom się udało

W tym roku w naszym regionie otworzyło się kilkadziesiąt nowych lokali. O najciekawszych kulinarnych debiutach informowaliśmy na bieżąco. Niektóre lokale, chociaż zapowiadały się obiecująco, nie utrzymały się na rynku dłużej, niż kilka miesięcy.

Wyparowane

Bistro Wyparowane przy ul. Mariackiej w Katowicach otworzyło się w miejscu, gdzie wcześniej działał lokal Longman. Było to dzieło właścicieli trzech food trucków - Pożarcia, Fit Fat Foodtruck i Conrete Jungle Meal.

Plany były ambitne, trójka kucharzy postanowiła, że zaproponuje katowiczanom specjały inspirowane dalekowschodnim smakiem. Ich główną propozycją były ręcznie robione pierożki dim sum, przyrządzane na parze w bambusowych parownikach. Goście mogli wybrać pierożki w czterech wersjach. Pierwsza to wołowina, kolendra i imbir, druga jest z wieprzowiną, krewetkami i sosem ostrygowym. Do wyboru był jeszcze kurczak na ostro z porem, ale pomyślano także o wegetarianach. Dla nich serwowano bezmięsne pierożki z czerwoną soczewicą, czosnkiem i świeżym szpinakiem. 6 sztuk kosztowało 10 zł, a 10 sztuk - 15 zł.

W menu bistro Wyparowane znalazły się też zupy, m.in. ramen. Niestety, mimo pozytywnych opinii, Wyparowane szybko wyparowało z Mariackiej.

Fantom

Fantom z przerwami działa już prawie od 20 lat. Był jednym z pierwszych klubów na Śląsku, w którym muzykę na żywo grali didżeje. Kilka lat temu na czas remontu budynku lokal zamknięto. Nie wiadomo było, czy w ogóle będzie jeszcze otwarty, ale udało się. Właściciele postanowili przebudować wnętrze, projektem zajęła się znana z niebanalnych realizacji pracownia medusa group.

Postawiono na industrialne klimaty, a w czasie koncertów funkcję sceny pełni towarowy kontener.

Przez prawie trzy lata Fantom wyrobił sobie dobrą opinię. Gości przyciągały nie tylko weekendowe imprezy, ale też dobre jedzenie w tygodniu. W menu królowały burgery, pizza i świetne makarony.

Pod koniec stycznia właściciele znów zamknęli klub - przeprowadzili mały remont i otwarli przeszkloną kuchnię. Zmienili menu i podnieśli ceny. To nie spodobało się gościom i opinie poszybowały w dół. W maju znów zamknięto Fantom. Mimo że lokal miał być tylko chwilowo nieczynny, nie działał przez pięć miesięcy.

Pod koniec października klub wrócił ze starym i lubianym menu.

Bistro Picnic

Historia lokalu na rogu Wawelskiej i 3 Maja w Katowicach była burzliwa. Kiedyś działała tu jadłodajnia "Polski smak". Poprzedni właściciel zaprosił Magdę Gessler, żeby przeprowadziła tu swoją kuchenną rewolucję. Lokal zmienił nazwę na Bar Urlop, w którym serwowano potrawy z całego świata. Po kilku miesiącach klienci zastali jednak zamknięte drzwi. Właściciel wyjaśniał, że w porze lunchu ludzie woleli domowy obiad niż hiszpańską paellę.

Pusty lokal przejęła zupełnie nowa ekipa i urządziła tu Bistro Picnic. Nowi gospodarze nie zmienili wystroju, jaki zaproponowała Gessler. Na ścianach zawieszono lustra, nie zmieniono też wysokich krzeseł. W menu królowały zupy, pierogi, placki ziemniaczane i naleśniki. Niestety i ten format nie zdał w tym miejscu egzaminu. Bistro Picnic znikło równie szybko, co się pojawiło.

Barcelona

Dokładnie w tym samym miejscu już w sierpniu pojawiła się kolejna restauracja, tym razem hiszpańska i to pierwsza taka w regionie. Właścicielka zapewnia, że wszystko jest tu tak, jak w prawdziwej hiszpańskiej knajpce. To jeden z nielicznych lokali w kraju, który tradycyjną paellę serwuje od ręki. - Żeby spróbować tego przysmaku, zwykle trzeba zrobić rezerwację, a potem poczekać jeszcze 40 minut na danie, bo restauratorzy boją się strat na drogich produktach. Nasi klienci paellę dostaną w dziesięć minut - dodaje Malenta. Wszystkie składniki sprowadzane są z Hiszpanii.

Królestwo

Miejsce, w którym przez lata działało Oko Miasta, na początku roku zostało przejęte przez Królestwo. Rządzi w nim Jolanta Sauer, która w Chorzowie prowadzi już popularne: Szufladę 15 i Furheart Gallery.

Katowice to dla niej nowe wyzwanie. - Już wcześniej myślałam o tym mieście, ale nie o Mariackiej. Nie wyobrażam sobie konkurowania z pijalniami wódki i piwa - mówi. Jej Królestwo miało zmienić dotychczasowy wizerunek ronda. Oko Miasta zasłynęło z organizowania imprez głównie dla uczniów. Pod szyldem "Za hajs matki baluj" bawiły się tu w weekendy głównie nastolatki. W tygodniu niewiele się działo.

Królestwo miało być miejscem dla klientów nieco starszych. Regularnie odbywają się więc wystawy, koncerty i imprezy nieco ambitniejsze. W ciągu dnia będzie można wpaść na kawę czy lunch i posiedzieć w roślinno-drewnianej aranżacji ze złotymi dodatkami.

W założeniu w Królestwie królować miała kuchnia roślinna. Z tych planów nie zostało jednak wiele, a na stołach króluje więc mięcho.

Spacerowa 21

Dwa lata temu Marcin Czubak otworzył swoją pierwszą restaurację w Katowicach. W ciągu kilku tygodni udało mu się obmyślić, wyremontować i otworzyć lokal przy ul. Staromiejskiej. Wraz z czterema kucharzami serwował tylko autorskie menu. Można było skosztować wielu nowości, w tym lodów z palonego masła, które stały się hitem. Kucharz nie ograniczał się do prostych dań. W połowie lutego ekipa Staromiejskiej 13 poinformowała jednak, że restauracja będzie działać jeszcze tylko do końca miesiąca.

Kucharz przeniósł się na obrzeża Mysłowic i Katowic. Lokal o nazwie Spacerowa 21 mieści się w willi przy alei Spacerowej w Mysłowicach, na granicy z Katowicami. Zmieniło się jednak tylko otoczenie - pomysł na kuchnię i ekipa ze Staromiejskiej została w tym samym składzie. Zaraz obok willi kucharz wybudował swoją własną szklarnię. Hoduje w niej nawet grzyby.

W nowej restauracji można zjeść lunch, obiad i kolację, ale to nie wszystko. Lokal jest tak duży, że bez problemu można tam organizować imprezę komunijną czy wesele. Do dyspozycji są łącznie trzy sale na 100 gości oraz sala bankietowa.

Najważniejsze jest jednak to co w menu. A dania są inspirowane śląskimi smakami, jednak w tak wyrafinowany sposób, że z trudem można rozpoznać, co znalazło się na talerzu.

Patria

Historia Patrii sięga aż 1906 roku, mimo to lokal nie miał wiele szczęścia. W latach 90. czasy świetności skończyły się bezpowrotnie, a kolejni najemcy nie odnieśli już takiego sukcesu, jak poprzednicy.

Kiedy miasto przeprowadziło generalny remont w kamienicy, restauracja wróciła jako Gościniec Franz Josef. Ówczesny właściciel pewnie liczył, że miejsce z taką historią samo zapełni się gośćmi. Przeliczył się. Nie pomogły nawet "Kuchenne rewolucje" Magdy Gessler. Restaurację zamknięto krótko po emisji odcinka w 2010 roku.

Trzy lata później kamienica przy ul. Barbary i Mikołowskiej zyskała kolejnego lokatora. Wraz z nową odsłoną restauracji na piętrze rozpoczął działalność Patria Boutique Hostel. Każdy pokojów został zaaranżowany według projektu innego śląskiego projektanta. Niestety, po niecałych dwóch latach lokal upadł, a wraz z nim zamknięto wyjątkowy hostel.

Mimo licznych porażek wciąż są chętni do inwestowania w Patrię, tym razem z dopiskiem "Club". To Zbyszek Miska i stowarzyszenie Wielka Śląska Orkiestra. W skrócie miłośnicy rocka w najlepszym jego wydaniu.

Przyciągać ma nie tylko historia, ale i obecna atmosfera. Konieczne i zamierzone było "obniżenie poziomu". Stworzono miejsce swojskie, gdzie z barmanem przybijesz piątkę i obejrzysz mecz Ligi Mistrzów czy galę bokserską. Gdzie na spokojnie popracujesz w ciągu dnia i odprężysz się wieczorem. Nie musisz się stroić w koszulę i krawat, siedzieć wyprostowany. Nie musisz się zastanawiać, czy z karty wybrać królika w winie, bo go tam nie ma. Możesz za to zanucić ulubioną piosenkę, wychylić piwo i zagryźć pizzą. Do tego pogawędka ze Zbyszkiem, który jest człowiekiem-orkiestrą.

Cyrulik Śląski Cafe

Chociaż na Osiedlu Tysiąclecia w Katowicach mieszka prawie 30 tys. ludzi, to oprócz barów szybkiej obsługi i piwiarni nie było gdzie spokojnie usiąść, napić się dobrej kawy i zjeść domowe śniadanie. Cyrulik Śląski Cafe wypełnia ten brak.

Chociaż nazwa mieszkańcom Tysiąclecia kojarzyła się dotąd z katowickim golibrodą teraz wewnątrz niewielkiego pomieszczenia na parterze, zamiast foteli fryzjerskich, pojawiły się białe krzesełka obite niebieskim aksamitem, rubensowskie obrazy na ścianach i pyszności na kryształowych paterach. Latem działa tu też piękny ogródek.

To wszystko jest dziełem Barbary Szewczyk i Efrema Brola, przyjaciół, którzy wspólnie prowadzą domową kawiarnię. Jego spotkamy najczęściej za barem, ona woli ukrywać się w kuchni, gdzie codziennie od świtu piecze ciasta i przygotowuje inne pyszności.

Przez cały dzień serwowane są śniadania, jak smażonka czy francki, czyli frankfurterki, oraz naleśniki w różnych wersjach. Zasadniczo nie ma jednak stałego menu.

Codziennie też przygotowywane są klapsznity w różnych konfiguracjach, np. z pastą jajeczną. - Na szychta abo do szkoły ino klapsznita - śmieje się Efrem. Jednak największą furorę robią ciasta. Stali klienci najczęściej dopytują o brownie i sernik, ale wyobraźnia Basi nie zna granic, więc codziennie można się spodziewać innych słodkości.

nono

Adres Batorego 2 znany był już smakoszom wegetariańskiej kuchni, ponieważ przed Nono znajdowała się tam restauracja BoTak Wegeprzestrzeń. Nieco zmieniono wnętrza. W Nono jest jaśniej i bardziej zielono dzięki kwiatom w wazonach i wszędobylskim paprotkom.

Co ważne, w przeciwieństwie do większości wegańskich i wegetariańskich lokali Nono to prawdziwa restauracja. Kelner zawsze jest na posterunku, a każdy gość dostaje od razu wodę i "kanapeczkę", czyli coś w rodzaju czekadełka.

Największą rewolucję przeprowadzono jednak w karcie dań. Wszystko za sprawą szefowej kuchni, Agaty Noszczyk, która sama jest weganką i ma wieloletnie doświadczenie w gotowaniu takich potraw. - Stawiam na kuchnię polską. W swoich daniach wykorzystuję głównie lokalne produkty. Dlatego menu zmienia się wraz z sezonem. Jesienią pokombinuję pewnie z dynią, która będzie królować w karcie. Chcemy do dań głównych dopasować odpowiednie wina i rzemieślnicze piwa - mówi Agata.

Wśród głównych dań na pierwsze miejsce wysuwa się rolada śląska z kluskami. Nadziewana bakłażanem, papryką i kiszonym ogórkiem. Warzywa zawinięte są w seitan, czyli kolejny popularny w kuchni wegańskiej zastępnik mięsa, uzyskiwany z białka pszenicznego.

Jakby tego było mało, w karcie znalazły się również kotlety mielone zrobione z pomidorów i kaszy oraz sałatka chłopska z pieczonymi ziemniakami i roślinną śmietanką. Oczywiście w Nono nie mogło zabraknąć też deserów. Wśród nich są choćby zielone naleśniki z kremem waniliowo-orzechowym, owocami leśnymi i kruszonką z karmelizowanych orzechów włoskich lub sernik z kiszonego słonecznika z płatkami róż ze śliwkami.

Nono wyróżnia się też tym, że ma kartę alkoholi, a tego zwykle brakuje w wegańskich lokalach.

Trattoria La Vecchia Scuola

Trattoria La Vecchia Scuola to jedno z najnowszych miejsc na kulinarnej mapie Śląska. Znajdziecie ją kilka kilometrów od centrum Zabrza. Nazwa nie jest przypadkowa, bo urokliwy ceglany budynek mieścił niegdyś niemiecką szkołę, choć okoliczni mieszkańcy wiedzą, że do niedawna działała tu inna restauracja.

Postanowili, że kuchnię śląską, którą można było tu spotkać dotychczas, zmienią na włoską, ale w autorskim wydaniu. Wnętrza zaaranżowano bardzo przytulnie, są drewniane stoły, tapicerowane krzesła, a kieliszki dumnie połyskują w przeszklonym kredensie.

- Chcemy, żeby goście czuli się u nas swobodnie, chętnie tu wracali, a jednocześnie mogli spróbować naprawdę smacznej kuchni. Dlatego ceny też są rozsądne - mówi Robert Kareł, syn Andrzeja i jednocześnie menedżer lokalu.

Trattoria bazuje na kuchni sezonowej. Menu zmienia się razem z porą roku. - Karta jest krótka, w każdej kategorii znajduje się raptem kilka propozycji - dodaje właściciel. Włoska restauracja nie istniałaby bez pizzy. W Vecchia Scuola znajdziecie kilka rodzajów. Nie brakuje też zup i świeżych owoców morza oraz makaronów.

Numer 1 Kuchnia autorska

Od kilku tygodni w Tarnowskich Górach działa restauracja, jakiej w zasadzie nie ma nigdzie indziej na Śląsku. Numer 1 Kuchnia Autorska to lokal laboratorium, w którym niepodzielnie królują kuchnia molekularna i jej szef Łukasz Danch. To znany śląski kucharz, który może się pochwalić pracą w najlepszych hotelowych restauracjach.

W Numerze 1 można teraz skosztować dań, których nie da się odtworzyć w domu, bo zaplecze kuchenne to autentyczne laboratorium pełne niecodziennego sprzętu i bazujące na ciekłym azocie. Jednak ci, którzy spróbowali, choć nie zawsze z przekonaniem, z miejsca zmieniają zdanie.

- Bazujemy na znanych składnikach, ale w nieoczywistych połączeniach. W menu mamy na przykład mięso z dzika podawane z bekonem, kopytkami i wiśniową konfiturą. Jeden z gości był tak zaskoczony tymi wiśniami, że poprosił o konfiturę w osobnej miseczce. Nie był pewien, czy ta dziczyzna zagra z owocami. Skończyło się na tym, że zamawiał dodatkowe kopytka, bo te smaki tak go urzekły - dodaje szef kuchni.