Prezes GKS-u Katowice: Chcemy teraz tego awansu! [ROZMOWA]

Po wejściu we futbol z każdym miesiącem człowiek w nim działający jest coraz bardziej od piłki uzależniony - przyznaje prezes GKS-u Katowice

Paweł Czado: GieKSa nagle jest na drugim miejscu w pierwszoligowej tabeli. Spodziewał się pan tego?

Wojciech Cygan. - Wolałbym, żeby tak było na koniec sezonu, a nie po dwunastej kolejce. Cieszy, że potrafimy zdobywać punkty nawet przy naszych słabszych meczach. Tabela jest spłaszczona i jeszcze wiele może się zdarzyć. Żartując można stwierdzić, że sami wewnątrz spółki stworzyliśmy sobie takie problem, bo zadeklarowaliśmy jako klub, że chcemy w dwa lata awansować do ekstraklasy. I naprawdę chcemy to osiągnąć choć wiemy, że droga do celu długa i wyboista, a konkurentów wielu i musimy cały czas być skoncentrowani.

A jeśli się nie uda w tym sezonie? Co wtedy?

- To raczej pytanie do właściciela, czyli do miasta. Wiadomo, że zarząd jest oceniany za organizację, wyniki finansowe i sportowe. Gdyby się nie powiodło GieKSa i tak dalej o tę ekstraklasę walczyć będzie. Katowice powinny się tam znaleźć bez względu czy zarząd tego klubu będzie wyglądał tak czy inaczej.

Czy teraz GKS jest najbardziej stabilny od czasów opuszczenia przez klub Dziurowiczów?

- Trudno mi powiedzieć jako to wyglądało, gdy rządzili kibice, a klub grał w niższych ligach. Na pewno ma najbardziej solidne podstawy od czasów kiedy byłem w tym klubie kuratorem. Bez wątpienia jest najlepszej sytuacji finansowej od 2010 roku.

A klub ma jeszcze długi?

- Niektórzy wypatrują w naszych raportach giełdowych stanu zobowiązań i dochodzą do wniosku, że spółka jest zadłużona, bo pokazuje zobowiązania. Każda spółka na świecie pokazuje zobowiązania, bo nie da się zamykając dany miesiąc zapłacić wszystkich pochodnych z tego miesiąca. To nie jest specyfika klubu, ale jakiejkolwiek działalności gospodarczej. Generalnie jednak spółka spłaciła wszystkie swoje przeterminowane zobowiązania i nie generuje nowych, czyli zachowuje płynność.

Ogląda pan uważnie GieKSę w każdym meczu. Co się panu podoba a co nie podoba?

- Podoba mi się na pewno, że udało się skompletować chłopaków głodnych gry. Wiem, że to slogan, ale akurat ci naprawdę chcą coś osiągnąć, oni nie są z tych co odcinają kupony. Rozmawiam często z piłkarzami, dla nich awans byłby wielką przygodą, którą chcą przeżyć. Muszę się przyznać, że w poprzednich latach nie zawsze miałem wrażenie, że wszyscy piłkarze chcą coś takiego przeżyć, być może dochodzili do wniosku, że w I lidze gra się całkiem dobrze... Słowa kibicowskiej piosenki "charakter jest, ambicja jest" są trafne. O tej kadrze można to powiedzieć. W tej chwili z postawy chłopaków, z pracy sztabu szkoleniowego i menedżera Dariusza Motały jestem zadowolony. Oczywiście to pewien etap naszej walki w tym sezonie i niejeden trudny pojedynek jeszcze przed nami.

Co mi się nie podoba? Choćby skuteczność wykonywania rzutów karnych przez Grześka Goncerza, ale przecież Grzesiek daje nam wiele na różnych płaszczyznach i trudno żebyśmy go oceniali tylko poprzez te karne (uśmiech). Dodam jeszcze, że mogliśmy mieć więcej punktów po dotychczasowych 12 kolejkach, ale zdaję sobie sprawę, że prezes każdej drużyny ligowej dojdzie do identycznego wniosku (uśmiech).

Czy frekwencja na meczach pana zaskakuje? Z jednej strony właśnie sprzedaliście komplet biletów na mecz z Górnikiem, który odbędzie się dopiero 23 października, z drugiej "Blaszok" w ostatnim meczu z Siedlcami wyglądał zatrważająco.

- Obserwuję nowe zjawisko: więcej osób zaczyna oglądać mecze z trybuny głównej niż z "Blaszoka". Wcześniej z tym się nie spotykaliśmy, to nowość tego sezonu. Niektórzy ludzie jakby zmienili trybunę. Trudno mi powiedzieć z czego to może wynikać.

Frekwencja ogólnie w I lidze ustępuje znacznie ekstraklasie. GieKSa w zeszłym sezonie frekwencję też miała nienajlepszą, a potem okazało się, że i tak jest pod tym względem w czołówce. Mam wrażenie, że frekwencja, może za wyjątkiem ostatniego meczu z Siedlcami, wraz z coraz lepszą pozycją w tabeli się poprawia. A mecz z Górnikiem? To zupełnie inna sytuacja. Pewnie część fanów jest kibicami Górnika, którzy nie mając daleko będą mieli okazję zobaczyć ciekawy mecz. Ważne, że piłka na poziomie pierwszoligowym ciągle może takie emocje wzbudzać. Mam nadzieję, że po tym spotkaniu duża część kibiców, którzy nie są tu na co dzień będzie chciała oglądać dalsze występy GKS-u.

Nowy stadion może być szansę dla GieKSy?

- Jestem przekonany, że jest duża część ludzi, którzy nie przychodzą na nasze mecze, bo infrastruktura stadionu na Bukowej nie spełnia ich oczekiwań, trochę ich odstrasza. Woleliby przyjść na nowoczesny, typowo piłkarski obiekt. Czy będzie to kilkaset nowych osób, kilka czy kilkanaście tysięcy na razie ciężko powiedzieć. Ale jestem przekonany, że frekwencję w największym stopniu kształtują wyniki. Będą zwycięstwa, będą kibice. Atrakcyjność meczów GKS-u w tym sezonie jest różna, ale nikt nie może zarzucić małej ilości sytuacji podbramkowych, co też w jakiś sposób może mieć wpływ na frekwencję. To zadanie dla klubowego marketingu, żeby jak największą ilość tych "uśpionych" kibiców na Bukową ściągnąć.

Czy coś od kiedy jest pan prezesem pana zaskoczyło?

- Kiedy wchodziłem do klubu w 2010 roku jako kurator piłka, organizacja klubu były dla mnie nowością i wyzwaniem. Wcześniej chodziłem czasem na mecze, ale jeśli chodzi o wyjazdy to najwyżej było to Jaworzno. Miasto szukało prawnika, który ogarnie całość kwestii organizacyjno-prawnych. Ale wówczas to była dla mnie kwestia typowo zadaniowa. Pierwsze miesiące 2013 roku, kiedy zostałem prezesem były dla mnie wyzwaniem wręcz zwielokrotnionym. Mówiło się, że klub upadnie, że wycofa się z rozgrywek, że żadnych pieniędzy na pewno nie będzie. Okres kiedy piłkarze mieli kilkumiesięczne zaległości, a ja nie byłem w stanie spełnić ich oczekiwań, pomóc, zorganizować najpotrzebniejsze pieniądze na bieżące życie był dla mnie najtrudniejszy. W tamtym okresie telefon rozdzwaniał się po 7 rano i milkł dopiero około 21. Wierzyciele atakowali z każdej strony, także w weekendy. Będąc adwokatem nigdy w życiu nie poznałem tylu komorników co w tamtym czasie na Bukowej. Kiedy wchodził jakikolwiek mężczyzna z teczką od razu było podejrzenie graniczące z pewnością, że będzie chciał przyjść do mnie i ze mną rozmawiać.

Potem na szczęście nadeszły czasy kiedy zobaczyłem, że oprócz rozpaczliwego funkcjonowania z miesiąca na miesiąc można w klubie budować coś trwałego. Okazało się, ze w klubie piłkarskim nie jest tylko tak, że za wszelką cenę trzeba załatwić pieniądze na najbliższy miesiąc, a potem znowu się martwimy.

Pierwszym symptomem lepszych czasów było otwarcie Klubu Biznesu skupionego wokół GKS-u. Początki były trudne, słyszałem zewsząd, że w Katowicach nie ma ludzi, którzy będą dawali pieniądze na ten klub. Tymczasem dziś takie osoby można liczyć w dziesiątkach. Na poziomie pierwszej ligi nasz Klub Biznesu jest wzorem, a wiceprezes Marcin Janicki ma nawet propozycję poprowadzenia szkoleń dla klubów pierwszoligowych, by im pokazać, że można, że niezależnie od tego jak ciężka jest sytuacja można coś budować przy tej piłce. Teraz chodzi o to, żeby nasz klub już nigdy w tarapaty finansowe nie popadł.

Praca we futbolu bardzo wciąga? Myśli pan o powrocie do adwokatury.

- Na pewno jest tak, że po wejściu we futbol z każdym miesiącem człowiek w nim działający jest coraz bardziej od piłki uzależniony. To jest ewidentne, tak się dzieje, nie ma z tym co dyskutować. Początkowo nie zdawałem sobie z tego sprawy, myślałem, że jestem w stanie pogodzić działalność w klubie z pracą. Trochę pracy zawodowej, trochę klubu, zobaczymy co będzie dalej. Dziś wiem, że tego nie da się pogodzić.

Niedawno na meczu GKS-u był Zbigniew Boniek. To coś oznacza w kontekście wyborów w PZPN?

- Cieszyliśmy się, bo w tym samym czasie miał też propozycję przyjazdu na Cracovię, a wybrał Bukową. Po wielu rozmowach z prezesem wiem doskonale, że jest uważnym widzem nie tylko Ekstraklasy, ale także meczów pierwszej ligi. Jeśli chodzi o nadchodzące wybory GKS Katowice popiera prezesa Bońka. Zauważamy postęp jeśli chodzi o organizację w związku, zmiana jest widoczna. Jego wizyta nas cieszy, bo od wielu lat najwyższe władze PZPN-u jakoś Katowice omijały.

System ESA-37. Jest pan za czy przeciw?

- Nie jestem zwolennikiem tego rozwiązania. Dla mnie podział punktów jest co najmniej dyskusyjny: dlaczego te ostatnie siedem kolejek ma być bardziej punktowane niż 30 poprzednich? Przy osiemnastu zespołach i 34 kolejkach też można zrobić emocjonującą ligę. W pierwszej lidze na pewno nie trzeba robić ESA-42, czyli 34 kolejki zasadnicze i 8 dodatkowych. Tu nie trzeba dodatkowych emocji, myślę, że każdy jest zadowolony.

Więcej o:
Copyright © Agora SA