Naprzód Janów: Jesteśmy zdemolowani finansowo

Naprzód Janów szykuje się do rozgrywek pierwszej ligi, które chce rzecz jasna wygrać. Zespół z dzielnicy Katowic nadal będzie mógł liczyć na wsparcie kilku rutyniarzy.

Gdyby Polski Związek Hokeja na Lodzie wszystkie kluby traktował jedną miarą, to Naprzód rywalizowałby dziś z najlepszymi o mistrzostwo Polski. Klub z Janowa nie otrzymał jednak licencji na grę w elicie i musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

- Jesteśmy zdemolowani finansowo. Rozmowy ze sponsorami, którzy przecież liczyli na naszą grę w elicie, trzeba było rozpocząć na nowo. W innych realiach. Zagrywka PZHL-u była brudna i nie do przyjęcia. Skoro my nie gramy w ekstralidze, to co tam robi kilka klubów, które nie spełniają elementarnych wymogów? - pyta Janusz Grycner z Naprzodu Janów.

Rozgrywki I ligi mają ruszyć w połowie października. Organizuje się je niechlujnie, na szybko, na kolanie... Początkowo mówiło się o podziale drużyn na dwie grupy. Obecnie wygląda na to, że w jednej grupie wystąpi sześć zespołów. Oprócz Naprzodu w I lidze mają również zagrać Zagłębie Sosnowiec, UKH Dębica, PTH Poznań, ŁKH Łódź oraz SMS U18 Sosnowiec.

- Wszystkie te zmiany, odbudowywanie wizerunku polskiego hokeja, to jest ciągła gra pozorów. Pierwsza liga jest słaba. Na pewno słabsza niż kilka lat temu. Nie obrażamy się na grę na zapleczu ekstraligi. Gdyby zasady były jasne dla wszystkich, to z pokorą przyjęlibyśmy w niej miejsce. Tyle, że obok nas powinno być jeszcze kilka drużyn, które nie zasługują na grę z najlepszymi - uważa Grycner.

Zawirowania wokół Naprzodu odbijają się na szkoleniu dzieci i młodzieży. - Zawodnicy są zniechęceni. Szkolimy hokeistę przez kilkanaście lat, a potem musimy oddać go do konkurencji za marne pieniądze. Inni rezygnują z gry w hokeja, bo nie widzą dla siebie perspektyw. Jest też problem z lodem. Po tym, jak lodowisko w Spodku przeszło w ręce prywatnego operatora, to miasto przeniosło do Janowa łyżwiarzy figurowych. Efekt jest taki, że młodzi hokeiści Naprzodu mają lód raz w tygodniu. Trudno się w tej sytuacji dziwić rodzicom, którzy przenoszą swoje dzieci do innych klubów. Chociażby do Sosnowca. W takich realiach ten klub nie przetrwa. Wiem, że w Janowie ma powstać druga tafla, ale my do tej chwili zwyczajnie nie doczekamy - ostrzega Grycner.

Mimo problemów zespół ma bić się o pierwsze miejsce. - Nie powiem, że o awans, bo przecież PZHL może zadecydować inaczej. W zeszłym roku tłukliśmy się z Zagłębiem o utrzymanie, a i tak w ekstralidze został najsłabszy Toruń. Będziemy więc chcieli wygrać każdy mecz. Zespół będzie młody. Oparty na wychowankach. Nadal możemy też liczyć na takich rutyniarzy, jak Marek Pohl, Adrian Parzyszek, czy Michał Elżbieciak - kończy Grycner.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.